Słowa otuchy? Słuchaj zamiast mówić
Wydawać by się mogło, że wysłuchanie drugiej osoby to dosyć prosta sprawa. Albo słuchamy uważnie, albo puszczamy coś „mimo uszu”, czyli nie słuchamy. Tymczasem warto wiedzieć, że tak naprawdę komunikacja ma swoje poziomy i niezmiernie wiele zależy od naszego zaangażowania.
Pomyśl o jakiejś swojej ostatniej rozmowie, gdy ktoś opowiadał ci o czymś, co mu się przytrafiło, co go ucieszyło lub zmartwiło. Jak często w takiej sytuacji Twoją reakcją na taką opowieść jest słuchanie po to, by wcale nie usłyszeć, tylko jak najszybciej „wjechać” ze swoim?
„Wjechać ze swoim”, czyli skończyć słuchanie i przejąć mówienie. „Miałam tak samo”, „O mi też się zdarzyło coś podobnego”.
🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube
Słuchać, czy usłyszeć?
Jakiś czas temu brałam udział w warsztatach. W jednym z ćwiczeń zadaniem uczestników był trening pełnego, obecnego słuchania. Jedna osoba miała za zadanie opowiedzieć o jakimś ważnym, trudnym życiowym wydarzeniu. Zadaniem osoby słuchającej było… słuchać i… uczyć się wsłuchania.
Potraktowałam zadanie poważnie, wybrałam ze swoich doświadczeń coś, co zdarzyło się w moim życiu niedawno i co naprawdę bardzo i wciąż napawało mnie smutkiem.
Zaczęłam opowiadać, popłynęłam w tej opowieści z otwartością, odkryłam się z emocjami, przywołałam wspomnienia…
I w pewnej chwili, po jakimś krótkim czasie mojego opowiadania, słuchająca mnie osoba — z przejęciem na twarzy, współczuciem w oczach, położyła mi rękę na ramieniu i powiedziała: „Ja to wszystko rozumiem, bo rok temu miałam taką samą historię”.
Bam!
To było mocne. Ze świata swojego przeżycia zostałam gwałtownie wyrzucona gdzieś, nie wiedząc przez ułamki sekund, gdzie jestem. Moje otwarcie zamknęło się w sekundę. Zderzyłam się z rzeczywistością, w której najbardziej zabolała mnie jasność, że wcale nie zostałam tam wtedy usłyszana. Ja, ze swoją historią, poczułam się wtedy, w tym ćwiczeniu, unieważniona, pominięta, niezauważona. Zabolało.
I było niepowtarzalną lekcją, za którą jestem tamtej osobie bardzo wdzięczna.
Możliwe, że sama robiłam tak samo wcześniej wiele razy, nie mając o tym pojęcia.
Pełne słuchanie
No właśnie. Mieliśmy potem, w czasie tego warsztatu, kolejne edycje ćwiczenia. Mieliśmy bardziej i bardziej — słuchać, a jednocześnie zauważać, ile takich „matchów” z naszej własnej głowy nam się pojawia. I co się pojawia? Skojarzenia, oceny, emocje, nieodparta chęć, by podzielić się tym, co w nas.
Mieliśmy w tych ćwiczeniach obserwować, co się dzieje w naszej głowie, ale nie ulegać pokusie, by o nich powiedzieć. I na koniec sprawdzić, jak wpłynęło to na jakość komunikacji obu stron.
Pełne słuchanie polega bowiem nie tylko na tym, że uważnie słuchasz, ale że jesteś w historii osoby, która dzieli się z Tobą swoimi doświadczeniami. I nawet jeśli – trochę jak w komiksie – pojawiają ci się nad głową dymki, które przywołują skojarzenia, potrafisz je puścić dalej, nie przywiązywać się do nich, pozwolić im minąć.
Słowa otuchy? Zaoferuj pełną uwagę
Jeden z najpopularniejszych blogów na mojej stronie ma tytuł: “Jak pocieszać by pocieszyć”. Ta popularność daje mi przekonanie, że mamy w sercach chęć i wielką intencję pocieszania innych, bycia wsparciem.
Więc jeśli chcesz tworzyć dobrą przestrzeń dla innych, by ich wspierać, dodawać otuchy, zrób dziś takie małe ćwiczenie. W najbliższej rozmowie daj swojemu rozmówcy pełną uwagę. Daj pełną obecność. Niech to będzie przez 5 minut. Odpuść całkowicie siebie.
Obserwuj swoje skojarzenia, ale żadnym się nie podziel — odpuść sobie wszystko, co się pojawia. Nie zatrzymuj się przy nich, wracaj uwagą do tego, co mówi druga osoba.
Tak, by się wsłuchać, wmyśleć, wczuć.
Tyle.
Takie uważne słuchanie jest ogromną wartością, szczególnie w rozmowach, gdy ktoś naprawdę potrzebuje wsparcia i otuchy. Pełne słuchanie to prawdziwy skarb. Dla każdej ze stron. Bo tylko takie słuchanie wzbogaca, buduje relację, więź i bliskość.