Wpisy

przekonaniach

Przeczytaj poniższe zdania. Być może niektóre z nich brzmią dla Ciebie znajomo. Może pod którymiś się podpisujesz. Być może, któreś z nich towarzyszy Ci w życiu…

  • „Ja to mam zawsze pod górkę”
  • „Jak ma się coś komuś wydarzyć, to na pewno to będę ja”
  • „Ja to sobie zawsze poradzę”
  • „Mam wspaniałe dzieci”
  • „Miałem cudownie dzieciństwo”
  • „Miałem beznadziejne dzieciństwo”

Wszystkie powyższe myśli to PRZEKONANIA.

Żadne z nich nie jest prawdą.

Każde ma wpływ na osobę, na jej życie, na jej sukcesy i porażki.

🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

Gdy mówimy o przekonaniach, warto pamiętać, że są istotną i bardzo ciekawą częścią naszego funkcjonowania. Powstają w naszym życiu wskutek jednorazowych silnych doświadczeń, wieloletnich doświadczeń lub są nam przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przekonania są potrzebne, bo porządkują nam świat, upraszczają rozumienie tego, co nas w życiu spotyka, czego doświadczamy i co wokół siebie widzimy.

Co warto wiedzieć o przekonaniach?

Przekonania są bardzo trwałe i równocześnie trudne do zauważenia (wyłapania). Bardzo wierzymy, że są prawdziwe. Gdy czasem wdajemy się w dyskusję i polemiki z innymi, najczęściej dotyczą one właśnie różnic w naszych przekonaniach.

Przekonania dzielą się na dwie grupy:

  1. Przekonania wspierające
  2. Przekonania ograniczające

Warto przyjrzeć się przekonaniom, jakie nam w życiu towarzyszą.

Jeśli masz ugruntowane pewne „prawdy” o sobie, o innych, o tym, jak funkcjonuje świat, warto zadać sobie pytanie: czy to, co myślę na ten temat, to prawda? Skąd wiem, że to prawda? Na ile mnie ta myśl w życiu wspiera, a na ile odbiera energię, motywację i życiowo ogranicza?

Weźmy taki przykład: „Ja to w życiu zawsze mam pod górkę”.

Prawda czy fałsz?

To jest klasyczne przekonanie. Jest bardzo ogólne i dotyczy każdej i wszystkich sytuacji w życiu danej osoby. Wyklucza kontekstowość, odstępstwa, wyjątki. A przecież jeżeli przynajmniej raz zdarzyło się inaczej (miałem w życiu z górki, coś mi się udało, coś poszło łatwo), przekonanie  traci swoją prawdziwość i jest możliwe do zanegowania.

Ale ponieważ jest to przekonanie – osoba, która w to wierzy filtruje swoje doświadczenia życiowe tak, by pasowały do jej przekonania. Pomija więc wręcz doświadczenia życiowe, które mogłyby temu przekonaniu zaprzeczyć.

Za takim przekonaniem idzie określone nastawienie, określony sposób myślenia i działania, co w następstwie działa jak samospełniająca się przepowiednia.

Osoba, która ma przeciwne, wspierające przekonanie w stylu: „ja to sobie w życiu zawsze poradzę” lub „ja to jestem w czepku urodzony”, życiowe wyzwania podejmuje z zupełnie innym nastawieniem, z zupełnie inną energią, więc rezultaty jej działań będą zupełnie inne.

Co jest też ciekawe, osoba ze wspierającym przekonaniem, gdy odniesie sukces, powie sobie: „No właśnie, tego się spodziewałam!”. A gdy odniesie porażkę, powie: „Ok, to odstępstwo do reguły. Szukam dalej rozwiązań”.

Jak wspomniałam wcześniej, w przypadku przekonań nie da się obiektywnie powiedzieć, że są one prawdziwe lub fałszywe. Dane przekonanie jest, można powiedzieć, WŁAŚCIWE danej osobie. Określa jej subiektywną rzeczywistość. Jest więc w pewnym sensie „prawdziwe” w świecie danej osoby.

Jak warto pracować z przekonaniami?

Warto przede wszystkim zauważać własne przekonania.

A także warto się im przyglądać krytycznie i sprawdzać, które z nich nas ograniczają, a które wspierają.

I warto też zadawać sobie pytanie „Czy to jest prawda?” oraz każdorazowo znaleźć przynajmniej 3 dowody podważające prawdziwość tego przekonania.

Dlaczego warto?

W przekonaniach ograniczających żyjemy trochę jak w klatce. Zaprzeczanie im niesie ze sobą możliwość poszerzenia perspektywy, zmiany ich na bardziej wspierające. Daje też możliwość postrzegania siebie i świata w innym, nowym świetle i dalej – szansę na nowe sposoby myślenia, podejmowanie nowych działań, osiąganie nowych rezultatów.

To szansa na rozwój i pozytywną zmianę, więc jest o co grać.

Powodzenia w odkrywaniu własnych przekonań! 🙂

NEWSLETTER

BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

    • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

    Czy zawsze należy być asertywnym

    Czy zawsze należy być asertywnym? To pytanie, które zadaję Uczestnikom moich szkoleń i zawsze w tym momencie najpierw zapada cisza, pełna zastanowienia, a następnie zaczyna się interesująca dyskusja na ten temat. Jaka byłaby Twoja odpowiedź?

    🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

    Historia Asi

    Czy zawsze należy być asertywnym? Zanim odpowiemy na to pytanie, przytoczę historię, jaką usłyszałam od Asi, jednej z Uczestniczek szkolenia poświęconego asertywności. Asia od lat boryka się z chorobą tarczycy i przestrzeganie ustalonej diety bardzo jej pomagało zdrowotnie.

    Od kiedy ustaliłem z lekarzem, by unikać produktów zawierających gluten i uczciwie się tego trzymam, mam lepsze wyniki badań i lepiej się czuję” – opowiadała na szkoleniu. „To jednak wyzwanie za każdym razem, gdy na przykład wybieram się z kimś znajomym do restauracji i muszę tłumaczyć, dlaczego zwracam uwagę na to, co jem. Ale nie jest tak źle – potrafią zrozumieć”- kontynuowała.

    Pewnego razu Asia wybrała się w odwiedziny do swojej, mieszkającej w innej części Polski, babci. Ta, uradowana, na powitanie, postawiła przed nią na stole jej ukochany deser z dzieciństwa – sernik z kruszonką.

    Spojrzałam na ten talerz myśląc o tej całej mące z glutenem. A potem na przeszczęśliwą minę mojej babci, która była przekonana, że zrobiła mi przyjemność. Przyznaję – w pierwszej chwili pomyślałam z konsternacją – co zrobić?

    No właśnie, jak byś Ty zachowała się na miejscu Asi?

    Czy zawsze należy być asertywnym?

    W tej sytuacji dylemat jest oczywisty. Bo jednej strony bardzo chcesz zadbać o siebie i o swoje zdrowie… Ale też chcesz zadbać o relację z tak ważną dla Ciebie osobą. I gdy spotyka Cię taka sytuacja – dopada Cię pytanie: Jak postąpić?? Co wybrać?? Czy mam zachować się asertywnie??

    Uczestnicy, słuchający wtedy na kursie opowieści Asi, mieli dla niej różne odpowiedzi. Jedni odpowiadali, że nie zjedliby sernika. Jeśli mieliby się potem źle czuć, odmówiliby babci. Inni oburzeni twierdzili, że w sumie to nic takiego, ten jeden raz zrobić babci przyjemność i zjeść. Nawet jeśli potem by to lekko odchorowali.

    Jak postąpić w takiej sytuacji, pozostając w nurcie asertywności, czyli bycia ok wobec siebie i ok wobec innych?

    Ku zaskoczeniu zebranych odpowiedziałam, że nie ma znaczenia jak postąpią. Że punkt ciężkości w tej sytuacji leży w zupełnie innym miejscu. Że zjeść lub nie zjeść jest równie dobre i może być asertywne. Bo dużo ważniejsze jest to, czym będą się kierować jedząc bądź nie – wspomniany sernik ?

    Jeżeli w określonej sytuacji czujesz, że masz wewnętrzną zgodę na to, by zjeść raz posiłek z glutenem (w to miejsce możesz wstawić cokolwiek innego) i zrobisz to, będąc wewnętrznie spójny (nie zmuszony i wbrew sobie) – to ta jednorazowa rezygnacja z diety wpisze się w nurt zachowania asertywnego, bo jest w zgodzie z Twoją decyzją.

    Jeśli natomiast zapytasz w duchu siebie, co chcesz zrobić, a postąpisz inaczej, wbrew sobie, bez wewnętrznej zgody, będzie to uległość.

    A więc: asertywność to nie jest tylko odmawianie.Aasertywność nie jest przymusem. Asertywność jest wyborem.

    Asertywność, czyli wewnętrzny wybór

    Pamiętajmy: nie zawsze musimy odmawiać i nie zawsze musimy się zgadzać, by być asertywnymi! We wszystkim tym chodzi najbardziej o to, by nasze decyzje były zgodne z nami. Byśmy czuli, że masz utrzymując własne zasady lub robiąc od nich odstępstwo, dokonujemy świadomego wyboru. Tymczasem zachowanie nieasertywne to takie, gdy wewnętrznie czujesz, że zgadzasz się na coś, ale robisz to wbrew sobie.

    Gdy następnym razem babcia postawi przed Tobą talerz z sernikiem, przyjaciel poprosi Cię o pomoc w przeprowadzce lub sąsiadka, o zajrzenie do jej papużek w czasie wakacji, zanim się zgodzisz, zadaj sobie pytanie: „Co ja na to?”, a następnie zdecyduj i zrób tak, jak czujesz. To będzie wtedy asertywność. To będzie Twój wybór. Nie przymus. I o to chodzi.

    Powodzenia. 🙂

    NEWSLETTER

    BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

    Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

      • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

      inni nas denerwują

      Zdarza Ci się myśleć, że byłbyś spokojniejszym, bardziej opanowanym człowiekiem, gdyby nie Ci wszyscy ludzie, którzy Cię otaczają…? Jak często ich bezmyślność, nieodpowiedzialność, bezsensowne działania wyprowadzają Cię z równowagi i wiesz, że gdyby nie oni, byłbyś oceanem spokoju…

      No właśnie… Jak to się dzieje, że inni nas denerwują, złoszczą, wkurzają? Że ktoś nieznajomy, lub przeciwnie – bardzo bliski – potrafi sprawić, że w dwie minuty wybuchamy i jesteśmy praktycznie „ugotowani”? Jak inni to robią, że potrafią tak umiejętnie wpłynąć na nasze emocje?

      🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

      Ja odpowiedź na pytanie o tym, kto odpowiada za moją irytację, dostałam kiedyś od swojej nastoletniej córki. Był to taki etap w moim życiu zawodowym, że zajmowałam się już od jakiegoś czasu tematami emocji, zarządzania stresem, radzenia sobie z tym, co przeżywamy. No ale ponieważ w życiu często droga od teorii do praktyki jest dość wyboista, historia, którą chcę się z wami tu podzielić, olśniła mnie, wręcz rozwojowo spiorunowała.

      Czemu krzyczysz?

      A więc, pewnego letniego popołudnia, jakieś 3 lata temu, zajrzałam do pokoju mojej córki, chcąc ją o coś zapytać. Od razu (korzystając z modułu auto-matki) obiegam jej pokój wzrokiem, robiąc szybką (i dość krytyczną) ocenę, że ten standard czystości, który zastałam, jest daleki od tego, na jaki umawiałam się (tyle już razy) z moją córką.

      Gdy tylko zobaczyłam, co zobaczyłam, zaczęłam odruchowo zwracać się do niej podniesionym głosem (według córki: czepiać się ?) i mówić, co mi się nie podoba.

      Czemu od razu krzyczysz?”- zapytała dość obojętnym tonem córka.

      Ja, nadal podniesionym głosem, odparłam (odkrzyczałam): Krzyczę, bo Ty mnie znowu denerwujesz!

      W odpowiedzi Hania, z dużym spokojem i dystansem, ważąc każde słowo, odpowiedziała: „Mamo. Chciałabym Ci przypomnieć, że nikt nie może Cię zdenerwować, tylko ty sama siebie. Więc jeżeli się denerwujesz, to weź odpowiedzialność za swoje emocje. Bo to jest Twoja własna decyzja.”

      Bang! To był ten moment, kiedy teoria skleiła mi się z praktyką i nastąpiło olśnienie. Sama tak córki mówiłam wiele razy, a teraz dostałam tę refleksję z powrotem… ? Możecie sobie wyobrazić moją minę w tamtym momencie…

      Kto odpowiada za Twoje emocje?

      Wiecie, jakie dwa ciekawe wnioski wyciągnęłam z tego zdarzenia?

      1. Lubię dzieci, bo skutecznie oduczają nas, dorosłych, głupoty ? i sprawnie potrafią wyłapać niekonsekwencję między tym, co robimy i co mówimy. Czuję pokorę i wdzięczność, gdy dostaję takie życiowe prezenty, opakowane w dziecięcą inteligencję.
      2. Faktycznie moja córka miała rację. Nie da się temu zaprzeczyć.

      W sytuacjach, gdy puszczają nam nerwy, często mówimy, że dzieje się tak, bo „ktoś nas zdenerwował”. Otóż nie. Zdenerwowaliśmy się sami. Nikt i nic nas nie może zdenerwować, dopóki to my na to zdenerwowanie sobie nie pozwolimy.

      Oczywiście, są osoby i sytuacje, które mogą, potrafią i próbują oddziaływać na nas emocjonalnie. Są osoby, które dobrze wiedzą, jak prowokować nas do reakcji emocjonalnej. Jednak pamiętaj – jeśli powiesz: „To on mnie sprowokował, że nakrzyczałem”, będzie to nieprawdą. To Ty pozwoliłeś się sprowokować. Bo to zawsze jest Twoja wewnętrzna decyzja, jak zareagujesz w danej sytuacji.

      Czy to inni nas denerwują?

      Co wobec tego wynika z mojego doświadczenia z córką. Jak można podsumować temat tego, kto Cię denerwuje i czy inni nas denerwują?

      1. Po pierwsze, dobra wiadomość jest taka, że tylko i wyłącznie Ty odpowiadasz za to, jak reagujesz na rożne okoliczności, to, co powiedzieli bądź zrobili inni.
      2. Następnym razem gdy zrobisz komuś wyrzut: „Bo to ty mnie zdenerwowałeś!”, usłysz siebie i powiedz sobie „No cóż, tak, to ja się zdenerwowałem na to, co się stało”.

      Sprawdź, jaką to zrobi różnicę i pamiętaj, że w życiu zawsze masz wpływ.

      Masz wpływ na siebie, jak zareagujesz, co poczujesz, jak zechcesz przeżyć daną sytuację.

      Powiem więcej: to jest bardzo dobra, wręcz doskonała wiadomość. ?

      NEWSLETTER

      BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

      Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

        • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

        strefa komfortu

        O pozostawaniu w wygodnej strefie osobistego komfortu pisałam już wiele razy. Miło w nim sobie posiedzieć. Jest nam znany, przytulny, przewidywalny… Nawet nazwę ma… komfortową. 🙂

        Pozostawanie w strefie komfortu, pomimo, że go tak bardzo lubimy, ma też swoją cenę. Jeśli długo i za długo pozostajesz tylko w komforcie, popadasz w stagnację, nie rozwijasz się. Siedząc w tym, co już dobrze znane, sprawdzone – mamy spokój, wygodę, przewidywalność.

        Ale z drugiej strony strefa komfortu sprawia, że nie idziemy do przodu. Stoimy w miejscu, nie powiększamy swojego potencjału, omijają nas szanse i okazje. Uwielbiam porównanie do sportu – tak długo, jak ćwiczysz i nie masz zadyszki – nie rozwijasz się, stoisz w miejscu. Żeby zwiększyć wydolność, żeby mięśnie się wzmocniły, musisz poczuć, że boli, że zadyszka, że pot na czole. 🙂

        🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

        Często nasz pobyt w strefie komfortu wcale nie jest taki super – czujemy, że jest nam źle, że to i owo nas uwiera, że chcielibyśmy zmiany. Jednak strach i obawa przed ryzykiem, opór przed niewygodą sprawiają, że czasem nawet latami nie robimy żadnego kroku.

        Ok, co wobec tego można z tym robić? Jak radzić sobie ze stagnacją, by sięgać po więcej?

        Idealny sposób: wciąż trochę się bać…

        Pamiętam jedną, niesamowitą rozmowę dwóch nastolatków, którą przypadkowo usłyszałam kiedyś, w czasie mojego zimowego wyjazdu na narty. Rozmowa ta była dla mnie inspirującym doświadczeniem i idealnie wpisuje się w temat wychodzenia ze strefy komfortu.

        Otóż ferie zimowe spędzałam z rodziną i znajomymi na nartach. Pamiętam, jak podjechałam do jednego, przypadkowego wyciągu. Zatrzymałam się na chwilę, czekając na dzieci. I nagle, dość niespodziewanie i z bardzo dużą (dla mnie) prędkością, przejechał tuż obok mnie nastolatek. Zgrabnie wyhamował jakiś metr ode mnie. Po chwili dojechał do niego – już trochę wolniej – jego kolega.

        Wtedy właśnie usłyszałam taką oto rozmowę:

        „Wiesz…” – powiedział do kolegi lekkim głosem chłopak, który przyjechał jako pierwszy – „…bo w jeżdżeniu na nartach chodzi o to, że jest taka prędkość, że czujesz komfort, jest bezpiecznie. I jest też taka prędkość, że panikujesz. I najbardziej chodzi o to, żeby tak jeździć, żeby zawsze TROCHĘ się bać” – dodał z przekonaniem i uśmiechnął się do kolegi.

        Strefa komfortu i strefa nowych możliwości

        Ja też, mimowolnie, uśmiechnęłam się do siebie i do tego, co usłyszałam. „Super”, pomyślałam, bo jego wyjaśnienie było tak proste, a jednocześnie tak esencjonalnie oddawało istotę kontrolowanego „wychodzenia ze strefy komfortu” i przekraczania własnych granic. Wow! 🙂

        Rozwijać się to znaczy ZAWSZE TROCHĘ SIĘ BAĆ.

        Co Ty na to? Jeśli chcesz przekraczać swoje możliwości, jak by to było, w myśl tego, co powiedział ten młody narciarz, robić rzeczy tak, żeby zawsze TROCHĘ się bać? Trochę się zmęczyć, trochę się wysilić? Nie mam tu na myśli każdej dziedziny naszego życia, tylko te, w których czujemy, że utknęliśmy i chcemy coś zmienić. Gdy już trochę zwiększymy swoje możliwości, przesuniemy do nowego miejsca, znów… przesunąć granicę, by po raz kolejny TROCHĘ się bać, trochę zaryzykować i trochę zmęczyć? Dzięki temu wciąż będziemy się przesuwać i opuszczać strefę wygody.

        Jest taka część nas, która kocha przewidywalność i komfort. Ale jest też taka część nas, która marzy, pragnie więcej. Podpowiada nam, że tam, dalej, czeka na nas rozwój, nagroda w postaci satysfakcji, dumy z siebie, radości i szczęścia.

        Strefa komfortu czy dyskomfortu?

        Rozważasz zmianę? Czujesz, że warto ruszyć z dotychczasowego miejsca komfortu? Uwiera Cię Twoja obecna, niby bezpieczna, ale już niewygodnie ograniczająca, strefa komfortu?

        Przetestuj zatem, jak to będzie, gdy przekroczysz swoje granice TROCHĘ. O jeden krok. Do miejsca, gdzie będzie Ci TROCHĘ niewygodnie. Tyle, ILE DASZ RADĘ ZNIEŚĆ. Gdzie będziesz się tylko TROCHĘ bać. Potem jeszcze trochę. I jeszcze. I będziesz w innym miejscu! 🙂

        Wzrastaj wewnętrznie, zmieniaj się, stawaj się lepszą wersją siebie. Zmiana i tak jest nieunikniona, a kurczowe „trzymanie się” starego i siedzenie w za ciasnym pudełku komfortu, to tyko iluzja stabilności i wygody.

        Co dziś jest Twoim wyzwaniem? W jakim obszarze WYBIERASZ zmianę i rozwój?

        Życzę nam wszystkim, Tobie i sobie, inspirujących odkryć i decyzji.

        Pamiętajmy: życie nabiera smaku poza strefą komfortu. Nastolatki o tym wiedzą. A Ty? 🙂

        NEWSLETTER

        BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

        Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

          • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

          sobie wybaczyć

          Czasem w życiu jest tak, że ktoś nas rani. Jest też czasem tak, że to my ranimy innych. Czasem ranimy też samych siebie. Zdarza nam się w życiu robić głupstwa, świństwa, marne rzeczy. Czasem szybko o tym zapominamy, a czasem latami nie potrafimy o tym zapomnieć i tego sobie wybaczyć.

          I dzieje się też tak, że nawet gdy już przeprosimy osobę, którą skrzywdziliśmy i ona nam wybaczyła, wciąż nie potrafimy tego wybaczyć sami sobie. Rozpamiętujemy sprawę. Niesiemy ją w sobie, pomimo upływu czasu wciąż w nas jest i się nią zadręczamy. Znam ludzi, którzy latami nie potrafią sobie wybaczyć. Chodzą i się obwiniają. Tak można, jasne, ale często to kompletnie niczemu nie służy. Osłabia naszą wiarę w siebie, naszą siłę wewnętrzną, nasze poczucie własnej wartości.

          🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

          Naucz się sobie wybaczyć

          Warto umieć powiedzieć sobie, że to, co wtedy (kiedyś) zrobiliśmy względem innej osoby, nawet jeśli było naprawdę marne i słabe, było maksymalnie tym, na co nas w danym momencie życia było stać.

          Bo gdybyśmy wtedy mogli zachować się inaczej, lepiej, bardziej godnie i po ludzku, to z pewnością byśmy się tak zachowali. Więc, niezależnie od tego, jak beznadziejne było nasze zachowanie, było naszym maksymalnym w tamtej sytuacji i w tamtym czasie.

          Czasem jest też tak, że to, co zrobiliśmy drugiej osobie, jest w naszej ocenie tak duże, że idziemy do skrzywdzonej osoby i jej o tym mówimy. Warto odpowiedzieć sobie wtedy na pytanie, po co to chcemy uczynić. Czasami takie wyznanie jest po prostu nikomu niepotrzebne. Może być wręcz sposobem przeniesienia ciężaru na tę inną osobę. Wtedy też warto, zamiast tego, umieć sobie po prostu wybaczyć. Bez dzielenia się tym z osobą, którą skrzywdziliśmy.

          Rozpamiętywanie błędów

          Pamiętam dobrze jedną moją klientkę Kasię, uczestniczkę warsztatów „Znajdź swoją wewnętrzną siłę”. Kasia wiele lat wcześniej, w firmowej kuchni, niepochlebnie wypowiadała się na temat swojej koleżanki z pracy. I dopiero po dobrych kilku minutach zorientowała się, że koleżanka stoi nieopodal i wszystko słyszy.

          Zrobiło jej się bardzo głupio. Zebrała się w sobie, przeprosiła koleżankę. Otrzymała odpowiedź, że „ok”, że „nie ma sprawy”. Przeproszona koleżanka jej wybaczyła. Jednak Kasia przez lata nie potrafiła wybaczyć sama sobie swojego zachowania. Wstyd i udręczenie tamtym zdarzeniem niosła w sobie aż do czasu naszego spotkania na szkoleniu. Pomimo upływu lat wspomnienie było wciąż bardzo żywe. Jej opowieść była pełna emocji – wstydu, zażenowania, zawstydzenia. Wtedy też, na szkoleniu, Kasia zrobiła ćwiczenie, które pomogło jej rozstać się w tym wspomnieniem i je sobie wybaczyć.

          Jak sobie wybaczyć? Wykonaj ćwiczenie

          Poniżej znajdziesz ćwiczenie, które robię podczas szkolenia i które wykonała Kasia. Jeśli chcesz nauczyć się sobie wybaczać, wykonaj je i i sprawdź osobiście, jak działa.

          Oto instrukcja:

          1. Weź kartkę papieru i zapisz na niej trzy rzeczy, które Ci ciążą, z których nie jesteś dumny. Jakieś świństwa, które zrobiłeś innym i których nie potrafisz sobie wybaczyć.
          2. Jeśli już je zapisałeś, przeczytaj kilka razy to, co zapisałeś na kartce. Popatrz na nie z należytą zadumą i refleksją w sercu, z uczuciami wybaczenia, rozstania, akceptacji.
          3. Gdy będziesz już gotowy, by się z nimi rozstać i je sobie wybaczyć, złóż tę kartkę kilka razy, następnie połóż ją sobie na sercu i na głos powiedz do siebie: „mogę to sobie wybaczyć”.
          4. Stań teraz z tą złożoną kartką przed lustrem, spójrz sobie w oczy, i raz jeszcze, na głos, powiedz do siebie: „możesz to sobie wybaczyć”
          5. Gdy to zrobisz, porwij tę kartkę i wyrzuć, spal, zniszcz w najlepszy dla siebie sposób.

          Jeśli zrobisz to ćwiczenie, wykonasz ważny krok w stronę wybaczania sobie. Zobaczysz i doświadczysz, jakie to ćwiczenie będzie dla Ciebie, jak je odbierzesz, co poczujesz, co to będzie dla Ciebie za przeżycie.

          Czasem może też pojawić się wątpliwość, czy jeżeli robię innym świństwa, a potem „sprawnie” sobie wybaczam, czy nie stanę się kimś nieczułym, niewrażliwym, kto bezrefleksyjnie krzywdzi innych.

          Na szczęście tak to nie działa. Jeżeli jesteś osobą, która wie, jak to jest dręczyć się latami, z powodu tego, że zrobiłeś komuś przykrość, że kogoś zraniłeś, Twoja wrażliwość i samoświadomość jest duża, a umiejętność wybaczania sobie będzie Ci pomocna w relacji nie z innymi, a z samym sobą.

          NEWSLETTER

          BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

          Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

            • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

            czy coaching jest dla mnie

            Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, należy najpierw zrozumieć istotę coachingu i odpowiedzieć sobie na pytanie „Czym tak naprawdę jest coaching?”. Dobre rozumienie coachingu jest tym ważniejsze, że na temat takiej formy wsparcia i rozwoju krąży mnóstwo różnych, często niepochlebnych opinii.

            Aby zrozumieć najwierniej wartość i istotę coachingu, na wstępie poznaj historię Miltona Ericsona o zabłąkanym koniu.

            🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

            Opowiedział on kiedyś:

            Pewnego dnia, gdy byłem jeszcze uczniem szkoły średniej, do naszego gospodarstwa przybłąkał się koń. Był kompletnie zdezorientowany. Miał na sobie siodło, był bardzo spocony i dyszał. Daliśmy mu wody i postanowiliśmy odprowadzić do właściciela. Nikt jednak nie wiedział, skąd przyszedł.

            Wsiadłem więc na niego i poprowadziłem w kierunku drogi. Czułem, że koń wybierze właściwy kierunek, choć nie wiedziałem, jaki on będzie. Koń pognał do przodu. Od czasu do czasu zatrzymywał się i wchodził na pola skubać trawę. Wtedy delikatnie przypominałem mu o drodze. Po pewnym czasie koń skręcił do czyjegoś gospodarstwa. Ucieszony i zdumiony gospodarz wyszedł nam na spotkanie:

               – To mój koń, gdzie go znalazłeś?
                – Jakieś siedem kilometrów stąd.
                – Ale skąd wiedziałeś dokąd go odprowadzić??
                – Nie wiedziałem. Koń wiedział. Ja tylko kierowałem jego uwagę na drogę.

            Kiedy coaching jest dobrym rozwiązaniem?

            W życiu prywatnym i zawodowym, niezależnie od tego, czy działamy w wybranej dziedzinie przez 5 czy 20 lat, stajemy czasami twarzą w twarz z problemami, których nie umiemy rozwiązać samodzielnie. Po prostu „utykamy” w problemie i nie wiemy, jak go pokonać. Czasem też mamy poczucie, że napotkane problemy nas przerastają. Warto w takiej sytuacji zadać sobie pytanie: „Jak mogę siebie wesprzeć?” oraz: „Czy coaching jest w tej sytuacji rozwiązaniem?

            Sprawy, z którymi się mierzymy, mogą dotyczyć wielu kwestii. Jeśli kierujemy zespołem lub całą firmą, możemy mieć trudności z zatrudnieniem właściwych ludzi. Lub mamy kłopot z komunikacją z pracownikami, którymi zarządzamy. Możemy też stanąć przed zupełnie nowymi wyzwaniami w życiu zawodowym – zmianą pracy, rozmową w sprawie podwyżki czy awansu i mierzyć się z brakiem pewności siebie lub stresem.

            Podobnie w życiu osobistym. Nawet jeśli mamy za sobą lata doświadczeń, przychodzą chwile, gdy możemy poczuć blokadę, doświadczać uczucia, że stoimy w miejscu lub że to, co nas spotyka, po prostu nas przerasta.

            W tych wszystkich sytuacjach warto skorzystać z pomocy specjalisty.

            Czy coaching jest dla mnie?

            Albert Einstein powiedział, że problemu nie da się rozwiązać z poziomu, na jakim on powstał. Dlatego praca z coachem stwarza nieocenioną okazję do zyskania nowej perspektywy w opisanych powyżej sytuacjach. Pozwala zyskać obiektywizm, spojrzeć z dystansu na to, w czym na co dzień funkcjonujemy. Idąc za tym dalej, coaching pomaga wygenerować nowe pomysły, zyskać motywację do działania, ominąć przeszkody i wypracować plan realizacji celów.

            Coach, przygotowany profesjonalnie do swojej pracy, towarzyszy Klientowi w poprawnym określeniu celów, które ten chce osiągnąć. Pyta o cel, docieka, doprecyzowuje, pomaga nazwać potrzeby, przewidzieć i ominąć przeszkody, konfrontuje z obiekcjami, wykorzystując do tego narzędzia coachingowe i wiedzę na temat psychologii człowieka. Wszystko to wspiera Klienta w przejściu drogą zmiany do założonych celów.

            Współpracuję coachingowo od ponad 7 lat zarówno z osobami indywidualnymi jak i z firmami, które kierują do mnie swoich menedżerów, handlowców lub całe zespoły zarządzające (wtedy prowadzę coaching zespołowy). Regularnie pracuję z właścicielami firm i członkami zarządu. Każdy, kto chce wypracować ponadprzeciętne rezultaty i znaleźć niestandardowe rozwiązania, skorzysta z coachingu.

            W pracy coacha wykorzystuję wachlarz narzędzi z obszarów efektywności, psychologii, neuronauki, dopasowując techniki i metody pracy do aktualnych potrzeb osoby, z którą współpracuję. Współtworzymy dzięki temu wydajną i efektywną relację, w pełni nakierowaną na  realizację celów Klienta.

            Osoba w coachingu podświadomie zna swoją drogę. Coach towarzyszy, by motywować, inspirować i kierować uwagę na to, co najważniejsze.

            Do zobaczenia w coachingu. 🙂

            NEWSLETTER

            BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

            Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

              • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

              asertywny rodzic

              W rozmowach z partnerem, przyjaciółmi, współpracownikami, szukamy argumentów do prowadzenia dojrzałych, merytorycznych dyskusji. A jak to jest w rozmowach z dziećmi? Nie zawsze starcza nam cierpliwości.

              Każdy z rodziców przyzna, że miewa w relacjach z dziećmi sytuacje, gdy jest przekonany, że my, dorośli, wiemy, co dla naszych dzieci najlepsze.

              W rezultacie, w spornych rozmowach, forsuje własne zdanie i ucina szybko „zbędne” dyskusje lub, gdy w rozmowie z dziećmi czuje się bezsilny, dla świętego spokoju daje za wygraną, odpuszcza i zgadza się na wszystko.

              Tak więc, podsumowując, w roli rodzica przerzucamy się często pomiędzy agresją i uległością, a towarzyszące nam uczucia to na zmianę złość i bezsilność.

              Jak więc pozostawać w dobrej relacji, mieć uważność na siebie, swoje potrzeby, szanując równocześnie potrzeby dziecka?

              Jak zachowa się asertywny rodzic?

              Odnieśmy się od koncepcji Marshall’a B. Rosenberga, twórcy nurtu Porozumienia Bez Przemocy (NVC). Postawił on słuszną tezę, że my, ludzie (bez względu na wiek), nigdy nie działamy przeciwko innym, lecz w imię zaspokojenia swoich własnych POTRZEB. Rosenberg wyjaśnia, że za każdym zachowaniem stoi jakaś istotna dla danej osoby potrzeba. Umiejętność słuchania i „przetłumaczenia” zachowań danej osoby na język potrzeb to szansa na odkrycie zupełnie nowej płaszczyzny porozumienia. Nie tylko z własnymi z dziećmi.

              O co chodzi w praktyce?

              Weźmy za przykład sytuację, w której znalazł się zapewne każdy rodzic. Jest środek tygodnia, popołudnie. Twoje dziecko skończyło już zajęcia w szkole. Przed nim jeszcze zadania domowe, może lektura do czytania, bądź też przygotowanie do klasówki. Zwyczajna szkolna codzienność. Twoje dziecko przychodzi do Ciebie i pada znamienne pytanie: „Mamo, czy mogę pograć godzinkę?” Ty wiesz, że priorytetem są zadania domowe. Wiesz też, że nigdy nie kończy się na godzinie. Zaczyna się więc między Wami słowna przepychanka. Odmawiasz, dziecko ponownie prosi: „ale tylko godzinkę”, „jeszcze zdążę z lekcjami”. Ty z rosnącą irytacją negocjujesz: „może później”, „może jutro”. Dziecko wykłada na stół najsilniejsze argumenty: „ale wszyscy umówili się teraz. Piotrek będzie grał, Kacper też, a mnie nie będzie!” Ty, przytłoczony dyskusją, albo ustępujesz, czując wyrzuty sumienia. Albo, mając dość słownych utarczek, podnosisz głos i używasz przewagi bycia rodzicem i mówisz: „Nie obchodzi mnie Piotrek, czy Kacper! Bierz się za lekcje w tej chwili!”. Na tym najczęściej się nie kończy – zaczynają się łzy, awantura. Dziecko naburmuszone odrabia lekcje w żółwim tempie, a Ty masz wszystkiego dość.

              Kto wygrał a kto przegrał?

              Pozostajecie po dwóch stronach barykady. Dziecko ma poczucie krzywdy i niezrozumienia, ty podobnie, tak naprawdę więc każda ze stron przegrała.

              Przyjrzyjmy się teraz tej sytuacji z perspektywy komunikacji opartej na porozumieniu bez przemocy. Zacznijmy od przeanalizowania potrzeb każdej ze stron.

              Jakie były potrzeby Rodzica w sytuacji nakazu odrobienia lekcji?

              Opieka, dobre oceny, przygotowanie do lekcji. Może też forma odpoczynku inna niż komputer. Zatem można powiedzieć w skrócie: odpowiedzialność, bezpieczeństwo, sumienność.

              Jakie potrzeby miało Dziecko, gdy chciało pograć, zanim zacznie odrabiać lekcje?

              Samostanowienie, decydowanie o sobie, radość, zabawa, przyjemność.

              Gdy nasze dziecko się buntuje, złości, jest „nieposłuszne”, mamy pokusę myślenia, że robi to celowo, przeciwko nam, chce nam zrobić na złość. Odbieramy to zachowanie personalnie i jako skierowane przeciwko nam. Tymczasem porozumienie bez przemocy uczy nas, że cokolwiek robi drugi człowiek, robi to po to, by zaspokoić swoje potrzeby. W takiej sytuacji warto więc uświadomić sobie, że bunt jest wyrazem braku zaspokojenia potrzeb. Nie działaniem przeciwko rodzicowi.

              Co oznacza to dla nas, jako rodziców?

              Jak podejdzie do tego asertywny rodzic?

              Podejmując decyzje i dokonując wyborów, warto szukać takich płaszczyzn porozumienia, które pozwolą nam realizować nasze potrzeby z równoprawnym uwzględnieniem potrzeb drugiej strony, w tej sytuacji naszego dziecka.

              Pamiętajmy! Dziecko ma swoje potrzeby i uczucia i podobnie jak my, chce by były one zaspakajane i brane pod uwagę.

              Pamiętaj też, że rozwiązania siłowe zawsze budzą opór. Jeśli chcesz osiągnąć jakiś cel – chcesz by dziecko robiło czegoś mniej lub więcej, szukaj takiej drogi komunikacji, takich sposobów porozumienia, które doprowadzą do tego celu, z uwzględnieniem każdej ze stron. Nie musisz odpuszczać tego, co dla ciebie ważne. Szukaj tylko skutecznych dróg, które do tego celu doprowadzą. Bądź uważny, czy to, co robisz, działa.

              Zwracaj też uwagę, jakie koszty niesie ze sobą Twój sposób osiągania celu. Można bowiem „zafiksować się” tak mocno na celu np. na odrobionych lekcjach, że razi to nieodwracalnie w nasze relacje z dzieckiem i obopólny szacunek.

              Punktem wyjścia jest więc także uznanie wolnej woli drugiego człowieka, także gdy jest nim dziecko. Gdy to zrobimy, łatwiej jest nam przyznać mu prawo do decydowania, do posiadania własnej racji, do własnego punktu widzenia. Prawo do bycia autonomicznym. Od uświadomienia sobie tego faktu zaczyna się szansa na dobrą relację, dialog, szukanie rozwiązań i porozumienie.

              Dlaczego warto o to wszystko zadbać?

              Dlaczego warto być mądrze asertywnym?

              Wróćmy do naszego przykładu.

              Jak zatem to popołudnie po szkolnych zajęciach mogłoby wyglądać, gdyby rodzic podszedł do sytuacji od strony nazwania potrzeb własnych i dziecka? Być może w chwili, gdy dziecko poprosi o możliwość gry na komputerze, zanim odrobi lekcje, zamiast od razu się poddawać lub wpadać w złość – zareagowałby w taki sposób: „Kochanie, słyszę, że chcesz teraz spotkać się na wspólną grę z kolegami i miło spędzić czas. Z drugiej strony dla mnie ważne jest odpowiedzialne podejście do obowiązków szkolnych i systematyczność. Wieczorem będziesz mieć już za mało energii, by skupić się na zadaniach. Co w związku z tym ty proponujesz, by osiągnąć satysfakcję dla każdego z nas?”

              Pewnie w pierwszym odruchu mówicie sobie „u mnie to nie zadziała„. Spokojnie, porozumienie bez przemocy to umiejętność, zatem warto się go nauczyć i ćwiczyć. Być może Wasza domowa komunikacja będzie wymagała prób i powtórek. Jak z każdą nową umiejętnością, to naturalne.

              Zapewniam Cię – dzieci, które traktujemy poważnie, które widzą, że rodzic dostrzega i szanuje ich uczucia, dużo chętniej współpracują. Pytane o to, czego chcą, chętnie udzielają odpowiedzi i wskazówek na temat własnych potrzeb. A jeśli systematycznie stosujemy te zasady w kontaktach rodzinnych, najmłodsi szybko je przyswajają. Język porozumienia stosują następnie w komunikacji z rodzicami i rówieśnikami.

              Asertywny rodzic to asertywne dziecko

              Tak więc pamiętaj, że dajesz przykład! I miej świadomość, że wychowanie to nie tylko to, co przekazujesz swojemu dziecku słowami. Dzieci to najlepsi obserwatorzy, obserwują zachowania rodziców i z tego się uczą. Asertywny rodzic zamiast wygłaszać wykłady o odpowiedzialności, o zdrowym spędzaniu wolnego czasu, czy nawet o tym jak żyć, postępuje we właściwy sposób, a dzieci się tego uczą poprzez obserwację.

              Podczas kolejnej domowej sprzeczki spróbuj zastosować się do zasad porozumienia bez przemocy. Nazwij (wystarczy w myślach) swoje potrzeby, nazwij potrzeby swojego dziecka. Sprawdź, co dobrze działa i stosuj najlepsze rozwiązania. A dodatkowo, świeć dobrym przykładem 😉

              NEWSLETTER

              BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

              Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

                • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

                kim jestem

                Mam dziś dla Was jedną z moich ulubionych historii. Już nawet nie pamiętam, kiedy i gdzie usłyszałam ją po raz pierwszy… Niemniej jednak, pamiętam dobrze, że skłoniła mnie ona do refleksji i poszukiwań odpowiedzi na kilka ważnych pytań.

                🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

                Kim jestem i dlaczego?

                Po usłyszeniu tej historii myślałam, jak wiele zależy od tego, skąd pochodzimy i w jakim środowisku dorastaliśmy? Jak wielka siła tkwi w naszym sposobie myślenia? W jaki sposób zdarzenia i to, co przeżyliśmy, nas kształtuje? Jak te same doświadczenia możemy postrzegać na różne sposoby, jak możemy je inaczej nazywać i jakie mogą być tego konsekwencje, jaką to robi różnicę?

                I jak to się stało, że jestem, kim jestem. No i…. kim tak właściwie jestem?

                Tyle refleksji. A teraz już historia. Oto ona.

                Trudny ojciec i jego synowie

                Był sobie kiedyś człowiek, który miał dwóch synów. Był on pijakiem, złodziejaszkiem, człowiekiem ciągle skonfliktowanym z prawem i bez pieniędzy. Zawsze, gdy mógł, wybierał drogę na skróty, co przeważnie oznaczało problemy.

                Sam wychowywał przez lata swoich dwóch synów, nie dbając o nich jakoś szczególnie, a wręcz się nimi nie zajmując wcale… Nie okazywał im troski, miłości. To jego, a nie chłopców potrzeby były zawsze na pierwszym miejscu. Synowie dorastali, obserwując życie swojego ojca i ucząc się od niego tyle, ile mogli…

                Po wielu latach obaj osiągnęli dorosłość i opuścili dom rodzinny. Jeden z synów wyrósł na człowieka bardzo podobnego do ojca – miał ciągle kłopoty, narzekał na brak środków do życia, wcześnie porzucił szkołę, nie stronił od alkoholu, w kółko miał większe i mniejsze konflikty z prawem.

                Natomiast drugi z synów wyrósł na człowieka prawego, systematycznego, zdyscyplinowanego, skończył studia i od najmłodszych lat ciężko pracował. Dbał o siebie i pomagał też innym.

                I pewnego dnia obu braci ktoś zapytał:

                -„Jak to możliwe, że mając takiego ojca, wyrosłeś na takiego człowieka?”

                I każdy z braci, z pewnością w głosie, odpowiedział dokładnie w ten sam sposób:

                -„Jestem, kim jestem, bo kim innym mógłbym być, mając takie dzieciństwo i takiego ojca…?”

                Refleksja

                Wierzę, że chociaż czasem może być trudno i potrzeba wiele wytrwałości, w naszych rękach jest więcej, niż nam się może wydawać… Że mamy wpływ na własne życie, że nie wszystko stracone i że zawsze, ale to zawsze jest szansa na zmianę na lepsze.

                Życzę Wam miłych refleksji.

                NEWSLETTER

                Podobał Ci się artykuł? Zostaw swój e-mail, dostaniesz informacje o następnych. 🙂

                  • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

                  jak pocieszać

                  Pamiętam jedną z rozmów z Klientem, który pracował ze mną w  life-coachingu. Miał bardzo trudny okres w życiu osobistym, kłopoty z byłą żoną, sprawy dotyczące opieki nad synami. W czasie naszego spotkania opowiadał, że był już naprawdę zmęczony swoim aktualnym życiem, ciągłą mobilizacją, walką o ułożenie relacji na nowo.

                  🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

                  Opowiadał też, bardzo sfrustrowany, jak dzielił się swoimi troskami z własnymi rodzicami. Wsparcie, jakie dostawał od nich, polegało głównie na powtarzanej (w dobrej wierze) „mantrze”: „Nie przejmuj się, zobaczysz, wszystko będzie dobrze”.

                  Pamiętam, jak opowiadając mi o tym, niepocieszony, wybuchł: „Co oni mi mówią?? Jak będzie dobrze?? Jest tak beznadziejnie, jest mi ciężko, skąd oni wiedzą, jak będzie?!?”

                  Jak wobec tego pocieszać innych?

                  Pomyślałam wtedy, w trakcie tamtej rozmowy, że nie wystarczy mieć dobre chęci, by być komuś pomocnym. A przecież każdemu z nas zdarza się rozmawiać z bliską osobą – z partnerem, własnym dzieckiem, rodzicem, przyjacielem – gdy mają właśnie gorszy czas i dzielą się z nami swoimi troskami. I warto wiedzieć, że odruchowe słowa pocieszenia: „nie przejmuj się”, „wszystko będzie dobrze”, „zobaczysz, wszystko wróci do normy”,  wcale takiego pocieszenia nie dają. To, co najszybciej spowodują, to większe poczucie bycia samotnym w swoich kłopotach…

                  Dlatego też, jeśli chcemy ofiarować drugiej osobie zrozumienie, wsparcie, pocieszenie i poczucie ulgi, warto wiedzieć więcej, jak to zrobić.

                  Jeżeli naprawdę chcesz pomóc komuś, komu jest ciężko, kto dzieli się z Tobą swoimi troskami, kto widzisz, że przeżywa trudne chwile, daj mu od siebie dwa wartościowe „prezenty”:

                  Po pierwsze: Słuchaj i nic nie mów. Nie przerywaj, nie zaprzeczaj, nie pocieszaj. Słuchaj.

                  Po drugie: Gdy wysłuchasz, spróbuj tylko (i aż) nazwać, co aktualnie przeżywa druga osoba.

                  Nazywanie przeżyć

                  Co to znaczy „nazwij to, co przeżywa”? Powiedz coś takiego:

                  „Słyszę, że ci ciężko”

                  „Widać, że się tym przejmujesz…”

                  „Słyszę, że  bardzo Ci na tym zależy”

                  „Jesteś na to zły”

                  „Obawiasz się tego”

                  „Słyszę, że to dla Ciebie ważne…”

                  „Chciałbyś, żeby się dobrze ułożyło”

                  „Jesteś już tym zmęczony”

                  „Czujesz się bezsilny w tej sytuacji”

                  „Chyba dużo w Tobie żalu?…”

                  Widzisz już, jak pocieszać? Będąc z osobą, której jest ciężko, wybierz adekwatną, szczerą reakcję i nazwij (może być w formie pytania), co ona przeżywa.

                  Jak pocieszać okazując wsparcie i zrozumienie?

                  Może Ci się wydawać, że to mało lub, że to brzmi dziwnie, ale obserwuj, jak z Twojego rozmówcy uchodzą emocje, jakim jest to dla niego wsparciem i zrozumieniem. Nie obawiaj się także, że się pomylisz, oceniając błędnie to, co ta osoba przeżywa. Szczególnie, jeżeli sformułujesz to w formie pytania, będzie w tym przestrzeń dla Twojego rozmówcy. W naturalny sposób odniesie się do Twoich słów – potwierdzi lub zaprzeczy, opisując własnymi słowami, co czuje w tym momencie.

                  Osobiście doświadczyłam jakiś czas temu, jak to działa, w rozmowie z moją nastoletnią córką. Dzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w liceum, moja córka szykowała się wieczorem na następny dzień. Zauważyłam, że jest bardzo, ale to bardzo przejęta tym faktem.

                  Powiedziałam: „Chyba bardzo przejmujesz się tym, że idziesz do nowej szkoły?”

                  Odpowiedziała: „Nie, nie o to chodzi, chodzi o znajomych”.

                  „Obawiasz się jacy będą?” – zapytałam ponownie.

                  „Nie, bardziej chodzi o to, że nie będzie już moich starych znajomych” – odparła w odpowiedzi.

                  „Czyli że ci starzy byli fajni?” – spytałam.

                  „Nie, chodzi o to, że starzy znajomi są lepsi od tych, których się nie zna.” – wyjaśniła.

                  „Aha, czyli martwisz się tym, że nie znasz ludzi z Twojej nowej szkoły?” – zapytałam po raz ostatni.

                  „No, dokładnie o to chodzi” – odparła.

                  I tak jakoś, na zakończenie tej krótkiej wymiany zdań, ton jej głosu był lżejszy, emocje trochę opadły i zakończyłam tę rozmowę z poczuciem, że naprawdę spotkałyśmy się w komunikacji. Nie doradzałam (co jednak często uruchamia mi się w rozmowach, szczególnie z dziećmi), nie pocieszałam, nie zaprzeczałam, powtarzając oklepane słowa „wszystko będzie dobrze, zobaczysz”.

                  Przetestuj

                  Twój partner wraca milczący lub zdenerwowany z pracy, nastoletnie dziecko boryka się ze złamanym sercem po zakończonych wakacjach, przyjaciel ma problemy w związku? Zastanawiasz się jak pocieszać ich w takiej sytuacji? Przetestuj taki sposób rozmowy (słuchaj + milcz + nazwij co przeżywa) i sprawdź, jak taki sposób wsparcia pomoże bliskiej Ci osobie.

                  Ucz się i obserwuj, jak być z bliską Ci osobą, by pocieszyć…

                  Powodzenia i wrażliwości!

                  NEWSLETTER

                  Podobał Ci się artykuł? Zostaw swój e-mail, dostaniesz informacje o następnych. 🙂

                    • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

                    żal i uraza

                    Negatywne doświadczenia, takie jak żal i uraza do kogoś, mogą nas trzymać w swoim uścisku latami. A że żal i urazę karmimy swoimi myślami, mogą one nam zabierać energię i radość życia, przesłaniać to, co obecne i czego dobrego doświadczamy na co dzień.

                    Nawet gdy ktoś bliski nam radzi „Odpuść, wybacz, zapomnij!”, możemy reagować irytacją, zasłaniamy się tym, że inni nas nie rozumieją.

                    🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

                    I pomimo, że płacimy cenę za chowanie urazów, potrafimy się na stałe „rozgościć” w przeszłych wydarzeniach i patrzeniu na kogoś przez pryzmat tego, co wydarzyło się w przeszłości.

                    Dlaczego w życiu warto umieć wybaczać? Bo wybacza się sobie i innym. Wybacza się, zwróć uwagę, także dla siebie, z myślą o sobie i dla swojej energii i jakości życia.

                    Długoletni żal i uraza

                    Rozmowę o tym, czym są długoletni żal i uraza oraz o roli wybaczania, miałam okazję prowadzić niedawno podczas sesji coachingowej z Anną, moją klientką. Anna to dojrzała kobieta, po 50-tce, w czasie sesji rozmawiłyśmy o jej relacji z mężem.

                    Zwróciło moją uwagę, że Anna dość wytrwale pomijała w swoich relacjach to, jak układa jej się obecnie w związku z mężem, a nawiązywała do pewnego zdarzania sprzed ok. 20 lat (tak, dwudziestu!).

                    Jej mąż w tamtym czasie bardzo ciężko i niespodziewanie zachorował na serce. Wylądował w szpitalu. Po pierwszych dniach zainteresowania i odwiedzin bliskich i znajomych, w szpitalu pojawiało się ich coraz mniej. Za to moja Klientka trwała przy mężu, jak w małżeńskiej przysiędze „na dobre i złe”. Odwiedzała go, opiekowała się nim, dodawała otuchy, dotrzymywała towarzystwa.

                    Historia choroby zakończyła się po kilku tygodniach szczęśliwie, mąż stanął na nogi, wrócił do domu, z czasem do pracy. Można by powiedzieć, że wszystko wróciło do normy.

                    Błędne koło

                    Gdzie więc jest w tej historiii „ale”?

                    W czasie naszej rozmowy, Anna, opowiadając o tych zdarzeniach sprzed lat, była naprawdę rozgoryczona. „Wyobraża to Pani sobie?!?”– pytała mnie retorycznie podniesionym głosem – „Tyle tygodni byłam przy nim wtedy w szpitalu, a on nigdy mi za to nawet nie podziękował!”

                    „Tak, jakby to było takie oczywiste”– kontynuowała – „A przecież nie było! Wymagało ode mnie wyrzeczeń, było mi naprawdę ciężko. Też potrzebowałam wsparcia. Chociaż proste „Dziękuję” mi się należało…” – zakończyła z żalem w głosie.

                    Moja Klientka nigdy nie zdecydowała się na rozmowę o tamtych zdarzeniach z mężem. Towarzyszyło jej przekonanie, że po 20 latach, nawet gdyby powiedziała mu o swoich uczuciach, to nic już by to nie zmieniło. Nie potrafiła mu wybaczyć tego braku „dziękuję”. I tak relację tej kobiety z mężem od wielu lat przepełniały żal i chowana w sercu uraza.

                    A dawny żal i uraza powodowały w niej złość, złość przekładała się na sposób, w jaki rozmawiała z mężem, nie dostrzegając pozytywnych oznak jego obecnej miłości, troski i wkładu w małżeństwo.

                    Trzymanie się negatywnych doświadczeń

                    Skoro chowanie urazy i żal negatywnie wpływają na nas samych, to jak to się dzieje, że możemy przeszłe zdarzenia rozpamiętywać przez 20 lat?

                    To wynik tego, że utknęliśmy gdzieś emocjonalnie. Coś, co wydarzyło się w przeszłości, było dla nas tak silnym przeżyciem, że emocje z tego zdarzenia zabraliśmy ze sobą, „zaczepiły się” one w nas i niesiemy je przez obecne życie.

                    Jak sobie pomóc? Co zrobić, by wybaczyć, zamknąć przeszłość i uwolnić energię?

                    Zostaw przeszłość za sobą

                    Wyobraź sobie, że Twoje życie to droga. Niech będzie długa, piaszczysta, widzisz ją w środku ciepłego, słonecznego lata. Na poboczach tej drogi (życia) rosną polne kwiaty (głównie rumianki i niebieskie chabry), trochę chwasty i nierównej wysokości trawa. Idziesz z plecakiem na plecach, w którym mieścisz bagaż swoich doświadczeń.

                    Sprawdź, co w tym plecaku dokładnie niesiesz. Jakie zdarzenia, emocje, przeżycia. Ile doświadczeń, wniosków i mądrości? Ile urazów, przykrości, cierpień?

                    I gdy je wszystkie przeglądasz, sprawdź, co naprawdę chcesz nieść dalej ze sobą, a co zdecydujesz się zostawić. Które sprawy z przeszłości chcesz zostawić w przeszłości? Jakie uczucia? Które emocje? Które lekcje i doświadczenia?

                    Zamiast nieść je wszystkie na plecach, możesz dokonać wyboru. Możesz świadomie część z nich zostawić tam, gdzie się wydarzyły, gdzie jest ich miejsce.

                    Anna, moja klientka, po rozmowach ze mną, w końcu wybaczyła swojemu mężowi tamte zdarzenia i zamknęła przeszłość. Zabrała refleksję, naukę, wnioski. To pozwoliło jej spojrzeć szerzej na ich relację i rolę męża w rodzinie przez te wszystkie lata. Dostrzegła, jakim był ojcem. Jak dbał o nich, zabierał dzieci na wakacje, gotował obiady, wspierał. Anna uświadomiła sobie, że nie wprost, przez słowo „dziękuję”, ale przez wiele swoich uczynków, okazał wdzięczność żonie i oddanie rodzinie. Było to dla niej bardzo uwalniające.

                    Temat wybaczania jest ważny. Uczymy się wybaczać podczas warsztatów rozwoju osobistego „Znajdź swoją wewnętrzną siłę”. Jeśli czujesz, że chciałbyś umieć wybaczać, zostawić przeszłość za sobą, przerobić urazy z przeszłości, warsztaty będą pomocne. Polecam.

                    NEWSLETTER

                    Podobał Ci się artykuł? Zostaw swój e-mail, dostaniesz informacje o następnych. 🙂

                      • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.