Wpisy

stawiać granice

Znajoma, Kasia, opowiedziała mi ostatnio o ćwiczeniu, które wykonywała kiedyś, uczestnicząc w warsztatach z asertywności dla kobiet.

🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

Ćwiczenie przebiegało w parach. Jedna osoba miała za zadanie odejść na pewną odległość, a następnie zacząć się powoli przybliżać do koleżanki, z którą ćwiczyła. Miała przybliżać się i przybliżać do czasu, aż usłyszy od tej drugiej komunikat: GRANICA. Miał to być znak, aby się zatrzymać i nie przybliżać się bardziej. Tak więc, zadaniem Kaśki w tym ćwiczeniu było doświadczać przybliżania i w chwili, gdy koleżanka z pary będzie już za blisko (przekroczy subiektywne granice bliskości), zareagować i powiedzieć „GRANICA”.

Kiedy jest za późno?

W parze mojej znajomej ćwiczenie przebiegało „dziwnie”. Za każdym razem koleżanka „przybliżająca się” wchodziła wręcz fizycznie na moją znajomą. Po kilku próbach dziewczyny zgłosiły się więc do prowadzącej o pomoc, z pytaniem, co w przebiegu ich ćwiczenia idzie „nie tak”.

Prowadząca warsztaty weszła w rolę przybliżającej się. W sposób lekko przerysowany (dość szybko i zdecydowanie) zaczęła zbliżać się „ćwiczeniowo” do Kaśki. I znów powtórzyło się to, co w poprzednich odsłonach ćwiczenia.

Prowadząca także dosłownie weszła na Kaśkę, która nagle, w gwałtownym odruchu, odepchnęła ją od siebie.

„Co ty robisz?”– padło od prowadzącej warsztaty zaciekawione pytanie.

„No jak to co?„- prawie wykrzyknęła Kaśka – „Odepchnęłam cię, bo na mnie weszłaś!”

„Jasne”– odpowiedziała ze spokojem prowadząca.- „A gdzie była twoja „GRANICA”, którą miałaś dać mi znać, że jestem już za blisko i chcesz, żebym się zatrzymała?”

Czekanie aż inni się domyślą?

Kaśka, jak mi opowiadała, w tamtym momencie szkolenia – zdębiała. I to dosłownie. Otworzyła szeroko zdziwione oczy, zamilkła i zrobiła ustami „karpia”.

Uświadomiła sobie w tamtej sekundzie, że faktycznie, pomimo, iż miała w rękach „narzędzie”, w jakiś sposób, mentalnie, było ono poza jej zasięgiem. Jej zdziwienie było ogromne, bo w ćwiczeniu, jak w soczewce, zobaczyła swoje dotychczasowe relacje w życiu osobistym i zawodowym. Z dziećmi, z mężem, ze swoimi rodzicami, w firmie.

Olśniło ją, że podobnie jak na szkoleniu – pozwala innym przekraczać własne granice, nie dając bliskim jasno znać, gdzie te granice biegną i że one już są. I gdy już ma dość i jest przeciążona tym, że „podchodzą za blisko” i „krążą” po jej terytorium – naskakuje, warczy, odpycha i atakuje złością. Oni nie rozumieją i są zaskoczeni, bo przecież nic wcześniej nie sygnalizowała, a ona zła – i na nich i na siebie, że się nie domyślili.

Stawiać granice czy szanować te, które już są?

Czego nauczyłam się od Kaśki? Czego możemy nauczyć się z jej historii?

Tego, by sprawdzać najpierw, gdzie jest nasza granica. Często słyszę to też od Uczestników moich szkoleń, że „muszą nauczyć się stawiać granice”. Otóż najczęściej wcale nie musimy ich „stawiać”, bo one najpewniej już są, istnieją. Mamy już ustawioną własną granicę. Najpierw tylko sami potrzebujemy ją dostrzec. Zobaczyć, gdzie się zaczyna, gdzie kończy, jakie terytorium obejmuje. Następnie zaś należy upewnić się, czy REAGUJEMY czując, że ktoś tę granicę przekracza.

A ty? Reagujesz? Mówisz wystarczająco wcześnie i jednoznacznie słowo: „GRANICA”?

Mówisz je głosem spokojnym i zdecydowanym, bez wykrzyknika, bo reagujesz na czas? Bez czekania, aż ktoś wejdzie ci na głowę? Wcześniej, od razu?

To ważne, by tak było i by świat wiedział, gdzie przebiega granica naszego terytorium. Ważne i dla nas i dla świata.

I to my odpowiadamy za to, by była pełna jasność co do tego, gdzie ta nasza granica dokładnie jest. 🙂

NEWSLETTER

Bądź z nami w kontakcie i otrzymuj informacje o nowościach, artykułach i nadchodzących szkoleniach.

    • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

    inni nas denerwują

    Zdarza Ci się myśleć, że byłbyś spokojniejszym, bardziej opanowanym człowiekiem, gdyby nie Ci wszyscy ludzie, którzy Cię otaczają…? Jak często ich bezmyślność, nieodpowiedzialność, bezsensowne działania wyprowadzają Cię z równowagi i wiesz, że gdyby nie oni, byłbyś oceanem spokoju…

    No właśnie… Jak to się dzieje, że inni nas denerwują, złoszczą, wkurzają? Że ktoś nieznajomy, lub przeciwnie – bardzo bliski – potrafi sprawić, że w dwie minuty wybuchamy i jesteśmy praktycznie „ugotowani”? Jak inni to robią, że potrafią tak umiejętnie wpłynąć na nasze emocje?

    🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

    Ja odpowiedź na pytanie o tym, kto odpowiada za moją irytację, dostałam kiedyś od swojej nastoletniej córki. Był to taki etap w moim życiu zawodowym, że zajmowałam się już od jakiegoś czasu tematami emocji, zarządzania stresem, radzenia sobie z tym, co przeżywamy. No ale ponieważ w życiu często droga od teorii do praktyki jest dość wyboista, historia, którą chcę się z wami tu podzielić, olśniła mnie, wręcz rozwojowo spiorunowała.

    Czemu krzyczysz?

    A więc, pewnego letniego popołudnia, jakieś 3 lata temu, zajrzałam do pokoju mojej córki, chcąc ją o coś zapytać. Od razu (korzystając z modułu auto-matki) obiegam jej pokój wzrokiem, robiąc szybką (i dość krytyczną) ocenę, że ten standard czystości, który zastałam, jest daleki od tego, na jaki umawiałam się (tyle już razy) z moją córką.

    Gdy tylko zobaczyłam, co zobaczyłam, zaczęłam odruchowo zwracać się do niej podniesionym głosem (według córki: czepiać się ?) i mówić, co mi się nie podoba.

    Czemu od razu krzyczysz?”- zapytała dość obojętnym tonem córka.

    Ja, nadal podniesionym głosem, odparłam (odkrzyczałam): Krzyczę, bo Ty mnie znowu denerwujesz!

    W odpowiedzi Hania, z dużym spokojem i dystansem, ważąc każde słowo, odpowiedziała: „Mamo. Chciałabym Ci przypomnieć, że nikt nie może Cię zdenerwować, tylko ty sama siebie. Więc jeżeli się denerwujesz, to weź odpowiedzialność za swoje emocje. Bo to jest Twoja własna decyzja.”

    Bang! To był ten moment, kiedy teoria skleiła mi się z praktyką i nastąpiło olśnienie. Sama tak córki mówiłam wiele razy, a teraz dostałam tę refleksję z powrotem… ? Możecie sobie wyobrazić moją minę w tamtym momencie…

    Kto odpowiada za Twoje emocje?

    Wiecie, jakie dwa ciekawe wnioski wyciągnęłam z tego zdarzenia?

    1. Lubię dzieci, bo skutecznie oduczają nas, dorosłych, głupoty ? i sprawnie potrafią wyłapać niekonsekwencję między tym, co robimy i co mówimy. Czuję pokorę i wdzięczność, gdy dostaję takie życiowe prezenty, opakowane w dziecięcą inteligencję.
    2. Faktycznie moja córka miała rację. Nie da się temu zaprzeczyć.

    W sytuacjach, gdy puszczają nam nerwy, często mówimy, że dzieje się tak, bo „ktoś nas zdenerwował”. Otóż nie. Zdenerwowaliśmy się sami. Nikt i nic nas nie może zdenerwować, dopóki to my na to zdenerwowanie sobie nie pozwolimy.

    Oczywiście, są osoby i sytuacje, które mogą, potrafią i próbują oddziaływać na nas emocjonalnie. Są osoby, które dobrze wiedzą, jak prowokować nas do reakcji emocjonalnej. Jednak pamiętaj – jeśli powiesz: „To on mnie sprowokował, że nakrzyczałem”, będzie to nieprawdą. To Ty pozwoliłeś się sprowokować. Bo to zawsze jest Twoja wewnętrzna decyzja, jak zareagujesz w danej sytuacji.

    Czy to inni nas denerwują?

    Co wobec tego wynika z mojego doświadczenia z córką. Jak można podsumować temat tego, kto Cię denerwuje i czy inni nas denerwują?

    1. Po pierwsze, dobra wiadomość jest taka, że tylko i wyłącznie Ty odpowiadasz za to, jak reagujesz na rożne okoliczności, to, co powiedzieli bądź zrobili inni.
    2. Następnym razem gdy zrobisz komuś wyrzut: „Bo to ty mnie zdenerwowałeś!”, usłysz siebie i powiedz sobie „No cóż, tak, to ja się zdenerwowałem na to, co się stało”.

    Sprawdź, jaką to zrobi różnicę i pamiętaj, że w życiu zawsze masz wpływ.

    Masz wpływ na siebie, jak zareagujesz, co poczujesz, jak zechcesz przeżyć daną sytuację.

    Powiem więcej: to jest bardzo dobra, wręcz doskonała wiadomość. ?

    NEWSLETTER

    BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

    Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

      • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

      asertywny rodzic

      W rozmowach z partnerem, przyjaciółmi, współpracownikami, szukamy argumentów do prowadzenia dojrzałych, merytorycznych dyskusji. A jak to jest w rozmowach z dziećmi? Nie zawsze starcza nam cierpliwości.

      Każdy z rodziców przyzna, że miewa w relacjach z dziećmi sytuacje, gdy jest przekonany, że my, dorośli, wiemy, co dla naszych dzieci najlepsze.

      W rezultacie, w spornych rozmowach, forsuje własne zdanie i ucina szybko „zbędne” dyskusje lub, gdy w rozmowie z dziećmi czuje się bezsilny, dla świętego spokoju daje za wygraną, odpuszcza i zgadza się na wszystko.

      Tak więc, podsumowując, w roli rodzica przerzucamy się często pomiędzy agresją i uległością, a towarzyszące nam uczucia to na zmianę złość i bezsilność.

      Jak więc pozostawać w dobrej relacji, mieć uważność na siebie, swoje potrzeby, szanując równocześnie potrzeby dziecka?

      Jak zachowa się asertywny rodzic?

      Odnieśmy się od koncepcji Marshall’a B. Rosenberga, twórcy nurtu Porozumienia Bez Przemocy (NVC). Postawił on słuszną tezę, że my, ludzie (bez względu na wiek), nigdy nie działamy przeciwko innym, lecz w imię zaspokojenia swoich własnych POTRZEB. Rosenberg wyjaśnia, że za każdym zachowaniem stoi jakaś istotna dla danej osoby potrzeba. Umiejętność słuchania i „przetłumaczenia” zachowań danej osoby na język potrzeb to szansa na odkrycie zupełnie nowej płaszczyzny porozumienia. Nie tylko z własnymi z dziećmi.

      O co chodzi w praktyce?

      Weźmy za przykład sytuację, w której znalazł się zapewne każdy rodzic. Jest środek tygodnia, popołudnie. Twoje dziecko skończyło już zajęcia w szkole. Przed nim jeszcze zadania domowe, może lektura do czytania, bądź też przygotowanie do klasówki. Zwyczajna szkolna codzienność. Twoje dziecko przychodzi do Ciebie i pada znamienne pytanie: „Mamo, czy mogę pograć godzinkę?” Ty wiesz, że priorytetem są zadania domowe. Wiesz też, że nigdy nie kończy się na godzinie. Zaczyna się więc między Wami słowna przepychanka. Odmawiasz, dziecko ponownie prosi: „ale tylko godzinkę”, „jeszcze zdążę z lekcjami”. Ty z rosnącą irytacją negocjujesz: „może później”, „może jutro”. Dziecko wykłada na stół najsilniejsze argumenty: „ale wszyscy umówili się teraz. Piotrek będzie grał, Kacper też, a mnie nie będzie!” Ty, przytłoczony dyskusją, albo ustępujesz, czując wyrzuty sumienia. Albo, mając dość słownych utarczek, podnosisz głos i używasz przewagi bycia rodzicem i mówisz: „Nie obchodzi mnie Piotrek, czy Kacper! Bierz się za lekcje w tej chwili!”. Na tym najczęściej się nie kończy – zaczynają się łzy, awantura. Dziecko naburmuszone odrabia lekcje w żółwim tempie, a Ty masz wszystkiego dość.

      Kto wygrał a kto przegrał?

      Pozostajecie po dwóch stronach barykady. Dziecko ma poczucie krzywdy i niezrozumienia, ty podobnie, tak naprawdę więc każda ze stron przegrała.

      Przyjrzyjmy się teraz tej sytuacji z perspektywy komunikacji opartej na porozumieniu bez przemocy. Zacznijmy od przeanalizowania potrzeb każdej ze stron.

      Jakie były potrzeby Rodzica w sytuacji nakazu odrobienia lekcji?

      Opieka, dobre oceny, przygotowanie do lekcji. Może też forma odpoczynku inna niż komputer. Zatem można powiedzieć w skrócie: odpowiedzialność, bezpieczeństwo, sumienność.

      Jakie potrzeby miało Dziecko, gdy chciało pograć, zanim zacznie odrabiać lekcje?

      Samostanowienie, decydowanie o sobie, radość, zabawa, przyjemność.

      Gdy nasze dziecko się buntuje, złości, jest „nieposłuszne”, mamy pokusę myślenia, że robi to celowo, przeciwko nam, chce nam zrobić na złość. Odbieramy to zachowanie personalnie i jako skierowane przeciwko nam. Tymczasem porozumienie bez przemocy uczy nas, że cokolwiek robi drugi człowiek, robi to po to, by zaspokoić swoje potrzeby. W takiej sytuacji warto więc uświadomić sobie, że bunt jest wyrazem braku zaspokojenia potrzeb. Nie działaniem przeciwko rodzicowi.

      Co oznacza to dla nas, jako rodziców?

      Jak podejdzie do tego asertywny rodzic?

      Podejmując decyzje i dokonując wyborów, warto szukać takich płaszczyzn porozumienia, które pozwolą nam realizować nasze potrzeby z równoprawnym uwzględnieniem potrzeb drugiej strony, w tej sytuacji naszego dziecka.

      Pamiętajmy! Dziecko ma swoje potrzeby i uczucia i podobnie jak my, chce by były one zaspakajane i brane pod uwagę.

      Pamiętaj też, że rozwiązania siłowe zawsze budzą opór. Jeśli chcesz osiągnąć jakiś cel – chcesz by dziecko robiło czegoś mniej lub więcej, szukaj takiej drogi komunikacji, takich sposobów porozumienia, które doprowadzą do tego celu, z uwzględnieniem każdej ze stron. Nie musisz odpuszczać tego, co dla ciebie ważne. Szukaj tylko skutecznych dróg, które do tego celu doprowadzą. Bądź uważny, czy to, co robisz, działa.

      Zwracaj też uwagę, jakie koszty niesie ze sobą Twój sposób osiągania celu. Można bowiem „zafiksować się” tak mocno na celu np. na odrobionych lekcjach, że razi to nieodwracalnie w nasze relacje z dzieckiem i obopólny szacunek.

      Punktem wyjścia jest więc także uznanie wolnej woli drugiego człowieka, także gdy jest nim dziecko. Gdy to zrobimy, łatwiej jest nam przyznać mu prawo do decydowania, do posiadania własnej racji, do własnego punktu widzenia. Prawo do bycia autonomicznym. Od uświadomienia sobie tego faktu zaczyna się szansa na dobrą relację, dialog, szukanie rozwiązań i porozumienie.

      Dlaczego warto o to wszystko zadbać?

      Dlaczego warto być mądrze asertywnym?

      Wróćmy do naszego przykładu.

      Jak zatem to popołudnie po szkolnych zajęciach mogłoby wyglądać, gdyby rodzic podszedł do sytuacji od strony nazwania potrzeb własnych i dziecka? Być może w chwili, gdy dziecko poprosi o możliwość gry na komputerze, zanim odrobi lekcje, zamiast od razu się poddawać lub wpadać w złość – zareagowałby w taki sposób: „Kochanie, słyszę, że chcesz teraz spotkać się na wspólną grę z kolegami i miło spędzić czas. Z drugiej strony dla mnie ważne jest odpowiedzialne podejście do obowiązków szkolnych i systematyczność. Wieczorem będziesz mieć już za mało energii, by skupić się na zadaniach. Co w związku z tym ty proponujesz, by osiągnąć satysfakcję dla każdego z nas?”

      Pewnie w pierwszym odruchu mówicie sobie „u mnie to nie zadziała„. Spokojnie, porozumienie bez przemocy to umiejętność, zatem warto się go nauczyć i ćwiczyć. Być może Wasza domowa komunikacja będzie wymagała prób i powtórek. Jak z każdą nową umiejętnością, to naturalne.

      Zapewniam Cię – dzieci, które traktujemy poważnie, które widzą, że rodzic dostrzega i szanuje ich uczucia, dużo chętniej współpracują. Pytane o to, czego chcą, chętnie udzielają odpowiedzi i wskazówek na temat własnych potrzeb. A jeśli systematycznie stosujemy te zasady w kontaktach rodzinnych, najmłodsi szybko je przyswajają. Język porozumienia stosują następnie w komunikacji z rodzicami i rówieśnikami.

      Asertywny rodzic to asertywne dziecko

      Tak więc pamiętaj, że dajesz przykład! I miej świadomość, że wychowanie to nie tylko to, co przekazujesz swojemu dziecku słowami. Dzieci to najlepsi obserwatorzy, obserwują zachowania rodziców i z tego się uczą. Asertywny rodzic zamiast wygłaszać wykłady o odpowiedzialności, o zdrowym spędzaniu wolnego czasu, czy nawet o tym jak żyć, postępuje we właściwy sposób, a dzieci się tego uczą poprzez obserwację.

      Podczas kolejnej domowej sprzeczki spróbuj zastosować się do zasad porozumienia bez przemocy. Nazwij (wystarczy w myślach) swoje potrzeby, nazwij potrzeby swojego dziecka. Sprawdź, co dobrze działa i stosuj najlepsze rozwiązania. A dodatkowo, świeć dobrym przykładem 😉

      NEWSLETTER

      BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

      Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

        • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

        asertywność kobiet

        Kobiecość w obecnych czasach”, to temat, który regularnie wywołuje w naszym kraju gorące debaty społeczne i protesty. Dlaczego? Bo w temacie roli kobiet w życiu społecznym i rodzinnym zderzają się dwie rzeczywistości: międzypokoleniowe stereotypy, patriarchalne „prawdy” i „mądrości” ze współczesnym, świadomym głosem samych kobiet.

        Temat ten łączy się w szczególny sposób z tematem asertywności. Dlatego też zdecydowałam się poruszyć kilka asertywnych kwestii: wyrażania swoich emocji (nie złość się), reagowania, gdy ktoś czegoś od nas oczekuje (no uśmiechnij się!), narusza nasze granice (jesteś brzydka taka skwaszona! Kiedy będziesz miała dzieci?) w odniesieniu właśnie do asertywności.

        Zacznijmy od samej definicji. Czym jest asertywność?

        Asertywność jest, wbrew obiegowym opiniom, takim rodzajem relacji ze światem, w którym dbamy o siebie i swoje granice na równi z dbaniem o innych. W asertywność wpisuje się szacunek, jaki okazujemy sobie i innym. W asertywność wpisuje się także akceptacja dla odmienności, odmiennych poglądów, odmiennego zdania.

        Warto też nadmienić, że (chociaż często się z tym spotykam) asertywność nie jest tylko odmawianiem i umiejętnością mówienia NIE. Umiejętność odmawiania owszem, wpisuje się w asertywność, jest jednak tylko jej częścią.

        Na szkoleniach i w pracy indywidualnej z moimi klientami słyszę też często od kobiet, że asertywność kojarzona jest z egoizmem i dbaniem tylko o siebie. Otóż nie, jak wspomniałam wcześniej, w asertywność wpisana jest duża uważność i wrażliwość na innych. Ale- w połączeniu z uczciwym dbaniem także o siebie.

        Wychowanie a asertywność kobiet

        Znacie to sformułowanie, kierowane do dziewczynek i kobiet: „Uśmiechnij się, złość piękności szkodzi„? Dziewczynki w naszym kraju są bardziej wychowywane na uległość. Na bycie grzecznymi, ustępującymi innym. Nie okazującymi emocji, uśmiechającymi się, i to niezależnie od tego, że w środku aż kipią z emocji.

        Na nasze umiejętności asertywnej komunikacji (i na ich brak) wpływa też szkoła, która w tradycyjnym modelu kształcenia i wychowania promuje raczej uległość i posłuszeństwo wobec tych, którzy mają władzę i przewagę.

        Jak to potem wpływa na dorosłe życie?

        Edukacja w duchu wspomnianej tu szkoły tradycyjnej ma wpływ na życie i funkcjonowanie dzieci, gdy dorosną. Osoby tak ukształtowane niosą w sobie potrzebę uległości, posłuszeństwa, dostosowania do innych. W tym podejściu ten, kto jest silniejszy, wygrywa, decyduje, rządzi. Nie ma tu równości i szacunku, jest trudność w odmawianiu, dbaniu o siebie, wyrażaniu własnego zdania.

        Wychowywanie dziewczynek (w domu i w szkole) na grzeczne, ułożone, uśmiechnięte i zawsze ustępujące ma wpływ na to, jak funkcjonują potem w dorosłym życiu. Kobiety takie nie wiedzą, że mają prawo chcieć, mają prawo się nie zgodzić, mają prawo odmówić i zadbać o siebie. Kobiety takie mogą latami żyć w przekonaniu, że to one odpowiadają za obowiązki domowe, gotowanie, wychowanie dzieci. Może być tak, że nie potrafią tego zakwestionować, poddać w wątpliwość, oddać odpowiedzialności np. swojemu partnerowi, mężowi, nastoletnim dzieciom.

        Asertywność to także akceptacja odrębności

        Z drugiej strony, nowoczesne szkoły, a takie znam, nastawione są na dialog, debatę, zaciekawienie innym punktem widzenia, wartością tego, że ludzie są różni. W takim wychowaniu jest zgoda na odmowę, na inne zdanie, na negocjowanie, szukanie rozwiązań, by godzić potrzeby różnych stron.

        Czasem możemy słyszeć głosy, że model edukacji opartej na asertywności, pozwalający dzieciom pytać, kwestionować, odmawiać jest niebezpieczny. Niesie za sobą ryzyko wykształcenia dzieci, które nie mają granic, zahamowań, są roszczeniowe itd. Aby uspokoić takie głosy warto rozumieć, że brak granic i wymagań wobec dzieci to jedno. To faktycznie może rodzić zagubienie u dziecka i nieumiejętność funkcjonowania z innymi. Czymś innym jednak jest rozumienie, że każdy człowiek jest odrębną jednostką i ma swoje granice, które należy szanować.

        Szkodzi czy nie szkodzi?

        No więc- czy złość piękności szkodzi czy też nie szkodzi?

        Uspokoję nas wszystkich- złość piękności nie szkodzi. Nie ma związku. Co więcej- nie musisz być piękna, możesz być jaka chcesz. I jeszcze inaczej odwracając: nawet gdyby złość szkodziła „piękności”, to co z tego? Nic.

        Ryby głosu nie mają, ale dzieci już mogą mieć. I jeśli jesteś dorosłą kobietą, wychowaną w duchu tego powiedzenia, to także pamiętaj, że możesz zabierać głos w różnych sytuacjach. Chcieć, prosić, nie zgadzać się, mieć inne zdanie.

        I na koniec wiedz, że…

        Temat asertywności jest tematem wymagającym, trudnym. Wiąże się z naszym wychowaniem, co nam mówili o nas i o świecie ważni dla nas dorośli. Asertywność jest o relacjach z innymi, ze sobą. Asertywność niesie też dylematy, budzi strach i obawy o to, co będzie, gdy przestaniemy być mili i powiemy, że coś się nam nie podoba.

        Ale: Pamiętaj w tym wszystkim o sobie. Nie daj sobie wmówić dziwnych prawd i powiedzeń bez autora. Kwestionuj to, co słyszysz od innych. Nie bierz do siebie opinii ludzi, których nie pytasz o zdanie. Pytaj często siebie, co jest Twoją prawdą. Pamiętaj, że możesz się złościć i głośno cieszyć, być ładna lub brzydka lub jaka chcesz, mieć swoje własne zdanie na różne tematy. Liczysz się. Masz prawo.

        Ucz się asertywności cały czas – także tu, na naszym blogu, gdzie regularnie piszemy na ten temat, odpowiadamy na pytania, poruszamy najważniejsze zagadnienia.

        NEWSLETTER

        Podobał Ci się artykuł? Zostaw swój e-mail, dostaniesz informacje o następnych. 🙂

          • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

          jak pocieszać

          Pamiętam jedną z rozmów z Klientem, który pracował ze mną w  life-coachingu. Miał bardzo trudny okres w życiu osobistym, kłopoty z byłą żoną, sprawy dotyczące opieki nad synami. W czasie naszego spotkania opowiadał, że był już naprawdę zmęczony swoim aktualnym życiem, ciągłą mobilizacją, walką o ułożenie relacji na nowo.

          🎥 Wolisz obejrzeć film na ten temat? Kliknij poniżej na mój kanał na YouTube

          Opowiadał też, bardzo sfrustrowany, jak dzielił się swoimi troskami z własnymi rodzicami. Wsparcie, jakie dostawał od nich, polegało głównie na powtarzanej (w dobrej wierze) „mantrze”: „Nie przejmuj się, zobaczysz, wszystko będzie dobrze”.

          Pamiętam, jak opowiadając mi o tym, niepocieszony, wybuchł: „Co oni mi mówią?? Jak będzie dobrze?? Jest tak beznadziejnie, jest mi ciężko, skąd oni wiedzą, jak będzie?!?”

          Jak wobec tego pocieszać innych?

          Pomyślałam wtedy, w trakcie tamtej rozmowy, że nie wystarczy mieć dobre chęci, by być komuś pomocnym. A przecież każdemu z nas zdarza się rozmawiać z bliską osobą – z partnerem, własnym dzieckiem, rodzicem, przyjacielem – gdy mają właśnie gorszy czas i dzielą się z nami swoimi troskami. I warto wiedzieć, że odruchowe słowa pocieszenia: „nie przejmuj się”, „wszystko będzie dobrze”, „zobaczysz, wszystko wróci do normy”,  wcale takiego pocieszenia nie dają. To, co najszybciej spowodują, to większe poczucie bycia samotnym w swoich kłopotach…

          Dlatego też, jeśli chcemy ofiarować drugiej osobie zrozumienie, wsparcie, pocieszenie i poczucie ulgi, warto wiedzieć więcej, jak to zrobić.

          Jeżeli naprawdę chcesz pomóc komuś, komu jest ciężko, kto dzieli się z Tobą swoimi troskami, kto widzisz, że przeżywa trudne chwile, daj mu od siebie dwa wartościowe „prezenty”:

          Po pierwsze: Słuchaj i nic nie mów. Nie przerywaj, nie zaprzeczaj, nie pocieszaj. Słuchaj.

          Po drugie: Gdy wysłuchasz, spróbuj tylko (i aż) nazwać, co aktualnie przeżywa druga osoba.

          Nazywanie przeżyć

          Co to znaczy „nazwij to, co przeżywa”? Powiedz coś takiego:

          „Słyszę, że ci ciężko”

          „Widać, że się tym przejmujesz…”

          „Słyszę, że  bardzo Ci na tym zależy”

          „Jesteś na to zły”

          „Obawiasz się tego”

          „Słyszę, że to dla Ciebie ważne…”

          „Chciałbyś, żeby się dobrze ułożyło”

          „Jesteś już tym zmęczony”

          „Czujesz się bezsilny w tej sytuacji”

          „Chyba dużo w Tobie żalu?…”

          Widzisz już, jak pocieszać? Będąc z osobą, której jest ciężko, wybierz adekwatną, szczerą reakcję i nazwij (może być w formie pytania), co ona przeżywa.

          Jak pocieszać okazując wsparcie i zrozumienie?

          Może Ci się wydawać, że to mało lub, że to brzmi dziwnie, ale obserwuj, jak z Twojego rozmówcy uchodzą emocje, jakim jest to dla niego wsparciem i zrozumieniem. Nie obawiaj się także, że się pomylisz, oceniając błędnie to, co ta osoba przeżywa. Szczególnie, jeżeli sformułujesz to w formie pytania, będzie w tym przestrzeń dla Twojego rozmówcy. W naturalny sposób odniesie się do Twoich słów – potwierdzi lub zaprzeczy, opisując własnymi słowami, co czuje w tym momencie.

          Osobiście doświadczyłam jakiś czas temu, jak to działa, w rozmowie z moją nastoletnią córką. Dzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w liceum, moja córka szykowała się wieczorem na następny dzień. Zauważyłam, że jest bardzo, ale to bardzo przejęta tym faktem.

          Powiedziałam: „Chyba bardzo przejmujesz się tym, że idziesz do nowej szkoły?”

          Odpowiedziała: „Nie, nie o to chodzi, chodzi o znajomych”.

          „Obawiasz się jacy będą?” – zapytałam ponownie.

          „Nie, bardziej chodzi o to, że nie będzie już moich starych znajomych” – odparła w odpowiedzi.

          „Czyli że ci starzy byli fajni?” – spytałam.

          „Aha, czyli martwisz się tym, że nie znasz ludzi z Twojej nowej szkoły?” – zapytałam po raz ostatni.

          „No, dokładnie o to chodzi” – odparła.

          „Nie, chodzi o to, że starzy znajomi są lepsi od tych, których się nie zna.” – wyjaśniła.

          I tak jakoś, na zakończenie tej krótkiej wymiany zdań, ton jej głosu był lżejszy, emocje trochę opadły i zakończyłam tę rozmowę z poczuciem, że naprawdę spotkałyśmy się w komunikacji. Nie doradzałam (co jednak często uruchamia mi się w rozmowach, szczególnie z dziećmi), nie pocieszałam, nie zaprzeczałam, powtarzając oklepane słowa „wszystko będzie dobrze, zobaczysz”.

          Przetestuj

          Twój partner wraca milczący lub zdenerwowany z pracy, nastoletnie dziecko boryka się ze złamanym sercem po zakończonych wakacjach, przyjaciel ma problemy w związku? Zastanawiasz się jak pocieszać ich w takiej sytuacji? Przetestuj taki sposób rozmowy (słuchaj + milcz + nazwij co przeżywa) i sprawdź, jak taki sposób wsparcia pomoże bliskiej Ci osobie.

          Ucz się i obserwuj, jak być z bliską Ci osobą, by pocieszyć…

          Powodzenia i wrażliwości!

          NEWSLETTER

          Podobał Ci się artykuł? Zostaw swój e-mail, dostaniesz informacje o następnych. 🙂

            • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

            potrzeba kontroli

            Każdego czasem ponoszą emocje. W takich sytuacjach, po fakcie już, mówimy: „Straciłem panowanie nad sobą”, „Wściekłam się”. Źródła problemu szukamy wtedy w BRAKU KONTROLI nad emocjami, chociaż tak naprawdę problem leży gdzie indziej: to nasza potrzeba KONTROLI danej sytuacji i innych osób.

            Jak to działa? Na czym polega potrzeba kontroli? Opowiem Wam na przykładzie Laury, mojej klientki. Laura jest mamą dwójki nastolatków. Wybrali się w tym roku na wspólne wakacje. Po powrocie, na moje pytanie „Jak było?”, odpowiedziała: „Koszmar!”.

            Potem opowiedziała mi, że praktycznie każdego dnia dzieci doprowadzały ją do furii, co wiele razy kończyło się dziką awanturą i karami (dla nastolatków!). „Same się o to prosiły” – opowiadała sfrustrowana Laura. W jaki sposób się prosiły? W dalszej rozmowie zrozumiałam: nie robiły tego, co chciała Laura.

            Syn spędził dzień w towarzystwie kolegi i pod wieczór wrócił z ogoloną głową, twierdząc, że w starej fryzurze było mu za gorąco… Córka wybrała właśnie te wakacje na swój randkowy debiut.

            Zapytałam, czy kłótnie i awantury przyniosły oczekiwany skutek – czyli chęć dzieci do współpracy i realizacji oczekiwań mamy. Zasmucona Laura przyznała, że nie.

            Że sytuacja jedynie eskalowała, a im bardziej ona traciła nad sobą panowanie, tym dzieci były bardziej „nieposłuszne”.

            Poprosiłam Laurę, by na spokojnie pomyślała o potrzebach swoich i dzieci. Przyznała, że złość ogarniała ją za każdym razem, gdy czuła, że dzieci wymykają się jej spod kontroli. Złościła się, chociaż przecież włosy syna odrosną, a córka może bardziej potrzebowałaby rozmowy, jak nawiązywać relacje w bezpieczny sposób…

            No właśnie. Często wpadamy we wściekłość, bo wydaje się nam, że inni mają w stosunku do nas jakieś zobowiązania (powinni nas słuchać, brać nasze zdanie pod uwagę itd.) lub dlatego, że jesteśmy przekonani, że wiemy, co dla nich dobre (a wręcz najlepsze).

            Tymczasem inni ludzie (nawet nastoletni) mają dokładnie tak samo jak my swoje zdanie, potrzebę autonomii, samostanowienia, własne przekonanie na temat tego, co dla nich jest dobre.

            Zanim ponownie najdzie Cię ochota, by podnieść głos, poddać się emocjom, trzasnąć drzwiami – pamiętaj, że jedyne, co jesteś w stanie kontrolować – to nie inni ludzie, ale Twoje reakcje i sposób, w jaki się komunikujesz z drugą osobą.

            Zwróć uwagę, że rozmowa z szacunkiem to nie tylko słowa, jakie wypowiadasz. To także ton głosu, w którym słychać akceptację, szacunek, wyrozumiałość. Im szybciej uświadomisz sobie, że nikt nie jest Twoją własnością (mąż, dzieci, przyjaciele), tym szybciej wpłyniesz pozytywnie na swoje emocje i reakcje. Warto – z szacunku dla siebie i innych.

            Wszystkich, którzy chcieliby poznać techniki i ćwiczenia pomocne w kierowaniu własnymi emocjami, serdecznie zapraszamy na nasze warsztaty „Zarządzanie stresem i emocjami”. Ćwiczymy na przykładach z naszego codziennego życia!

             

            NEWSLETTER

            Chcesz być na bieżąco i otrzymywać powiadomienia o nowych, inspirujących artykułach, nadchodzących kursach i ciekawostkach rozwojowych? Zapisz się do newslettera:

             

              • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.

              porozumienie bez przemocy

              Podczas gdy w rozmowach z partnerem, przyjaciółmi, współpracownikami szukamy argumentów do prowadzenia dojrzałych dyskusji, w rozmowach z dziećmi nie zawsze starcza nam na to cierpliwości. Każdy z rodziców przyzna, że ma pokusę ucinać dyskusję, przyjmując założenie, że my, dorośli, wiemy lepiej, co dla naszych dzieci dobre. Tymczasem przyjęcie perspektywy, że warto usłyszeć co nasze dziecko do nas mówi i jakie stoją za tym POTRZEBY, może tylko pozytywnie zmienić nasze domowe relacje.

              W myśl podejścia Marshall’a Rosenberga, twórcy koncepcji Porozumienia Bez Przemocy (NVC) my, ludzie (bez względu na wiek), nigdy nie działamy przeciwko innym, tylko w imię zaspokojenia swoich własnych potrzeb. Umiejętność „przetłumaczenia” zachowania danej osoby na język potrzeb to podstawa komunikacji bez przemocy i szansa na odkrycie zupełnie nowej płaszczyzny porozumienia, nie tylko z własnymi z dziećmi.

              O co chodzi w praktyce?

              Wyobraź sobie zimny wiosenny poranek, zbieracie się z dziećmi rano do wyjścia z domu. Dzieci do przedszkola, ty do pracy. Panuje pośpiech, jesteście spóźnieni, popędzacie się wzajemnie. Każda minuta jest cenna. Jest zimno, więc wiesz, że musisz dzieci ubrać cieplej. Wszystko się dzieje w pośpiechu, abyście zdążyli na czas. Wyciągasz więc z szafy pierwszą z brzegu czapkę i wkładasz na głowę swojemu dziecku. W tej samej sekundzie córka lub syn mówi, że nie chce, że nie pójdzie w tej czapce. Zdejmuje ją ze złością i rzuca na podłogę. Spiesząc się, z lekką irytacją mówisz: „Spieszymy się! Załóż czapkę i wychodzimy!”. W odpowiedzi widzisz naburmuszoną minę, słyszysz: „Nie!” i wywiązuje się poranna awantura, która najczęściej kończy się tak, że Ty czujesz, że jeszcze nie zaczął się dzień a już nie masz na nic siły, a dziecko w czapce, ale ze łzami w oczach, rusza do przedszkola.

              Ktoś wygrał, ktoś przegrał? Nie, tak naprawdę każda strona przegrała.

              Spróbujmy spojrzeć na powyższą sytuację z perspektywy porozumienia bez przemocy- czyli na potrzeby obu stron.

              Jakie były potrzeby Rodzica w sytuacji „forsowania” czapki?

              Zdrowie, opieka, zdążyć na czas, szybko wyjść z domu, być punktualnie w pracy. Zatem można powiedzieć w skrócie: odpowiedzialność, bezpieczeństwo, sumienność.

              Jakie potrzeby miało Dziecko, gdy odmówiło założenia czapki?

              Samostanowienie, decydowanie o sobie, niezależność i autonomia.

              Porozumienie bez przemocy

              Gdy nasze dziecko się buntuje, złości, jest „nieposłuszne”, mamy pokusę myślenia, że robi to celowo, chce nam zrobić na złość. Odbieramy to zachowanie osobiście i jako skierowane przeciwko nam. Tymczasem porozumienie bez przemocy uczy nas, że cokolwiek robi drugi człowiek, robi to po to, by zaspokoić swoje potrzeby. W takiej sytuacji warto więc uświadomić sobie, że bunt jest wyrazem braku zaspokojenia potrzeb, nie działaniem przeciwko nam – rodzicom.

              W takiej sytuacji może w nas pojawić się pytanie – czy takie zaspokajanie potrzeb to nie wyraz egoizmu? NVC uczy nas, że nasze potrzeby są równie ważne co potrzeby innych ludzi. Zatem podejmując określone działania w celu zaspokojenia własnych potrzeb, należy szukać takich rozwiązań, które wezmą pod uwagę zaspokojenie potrzeb drugiej strony. Co oznacza to dla nas jako rodziców? Podejmując decyzje i dokonując wyborów, warto szukać takich płaszczyzn porozumienia, które pozwolą nam realizować nasze potrzeby z równoprawnym uwzględnieniem potrzeb dziecka, które te decyzje i wybory dotyczą. Pamiętajmy: dziecko ma swoje potrzeby i uczucia i podobnie jak my, chce by były one brane pod uwagę.

              W końcu złość, frustracja, bunt dziecka może być dla nas ważnym sygnałem, w który warto się wsłuchać. Świadomość własnych potrzeb i wsłuchiwanie się w potrzeby drugiej strony sprawia, że dobieramy narzędzia komunikacji do aktualnej sytuacji. I odwrotnie długotrwałe niezaspakajanie potrzeb będzie skutkować tylko większą frustracją, gniewem, poczuciem niezrozumienia. To sygnał dla rodzica, że aktualny sposób komunikacji nie funkcjonuje poprawnie.

              terapia skoncentrowana na rozwiązaniach

              Punktem wyjścia jest zatem uznanie wolnej woli drugiego człowieka, także gdy jest nim dziecko. Gdy to zrobimy łatwiej jest mu przyznać prawo do decydowania, do posiadania własnej racji, do własnego punktu widzenia. Prawo do bycia autonomicznym. Od uświadomienia sobie tego faktu powinna zaczynać się każda relacja.

              Warto pracować nad komunikacją

              Marshall B. Rosenberg wyjaśnia, że stosując NVC  na co dzień, trzeba się więcej „napracować”, potrafić pomyśleć o potrzebach drugiej osoby, umieć także swoje własne zachowanie przetłumaczyć na język potrzeb. W swoich licznych publikacjach udowadnia, że warto.

               

              Jak zatem ten sam poranek mógłby wyglądać, gdyby Rodzic „online” przetłumaczył potrzeby Dziecka na język jego potrzeb, tak jak zaleca porozumienie bez przemocy? Być może w chwili, gdy dziecko zdjęło czapkę, mówiąc, że jej nie chce, zareagowałby w taki sposób: „Kochanie, widzę że zdejmujesz czapkę, więc sądzę, że Ci się nie podoba i być może chciałbyś / chciałabyś wybrać sobie inną lub iść bez czapki. Z drugiej strony jest dziś zimno i chcę też zdążyć do pracy na czas. Czy będzie w porządku, żebyś dzisiaj poszedł /poszła w tej czapce, a wieczorem wybierzemy na jutro te czapki, które Ci się podobają?”

              coaching osobisty

              Być może Wasza domowa komunikacja będzie wymagała prób i powtórek. Warto jednak nad nią pracować. Dzieci, które traktujemy poważnie, które widzą, że rodzic dostrzega i szanuje ich uczucia, dużo chętniej współpracują. Pytane o to, czego chcą, chętnie udzielają odpowiedzi i wskazówek na temat własnych potrzeb. A jeśli systematycznie stosujemy te zasady w kontaktach rodzinnych, najmłodsi szybko je przyswajają i także stosują język potrzeb w komunikacji z rodzicami i rówieśnikami.

              Podczas kolejnej domowej sprzeczki spróbuj zastosować się do zasad porozumienia bez przemocy: nazwij swoje potrzeby, nazwij potrzeby swojego dziecka. Sprawdź, co dobrze działa i stosuj najlepsze rozwiązania.

              NEWSLETTER

              BĄDŹ NA BIEŻĄCO I ZYSKAJ:

              Najnowsze artykuły, hity cenowe, nadchodzące kursy!

                • Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych przez MALESZKO.EDU Urszula Maleszko-Grabowska z siedzibą w Warszawie ul. Odkryta 1A oraz na otrzymywanie na podany adres e-mail informacji handlowych. Podanie danych jest dobrowolne. Przysługuje mi prawo dostępu do swoich danych i ich poprawiania.